czwartek, 8 stycznia 2009

Panxterka 2008


Tego dnia moje samopoczucie bylo rownie beznadziejne jak pogoda za oknem. Sciskalo mi zoladek gdy pomyslalem, ze wieczorem musze pojsc do klubu, wyjsc na scene i spiewac przez pol godziny. W tej wlasnie chwili zupelnie nie widzialem w tym sensu. Niemniej zobowiazalismy sie zagrac, poza tym rok wstecz na tej samej imprezie, atmosfera byla naprawde przednia, a biorac pod uwage z jaka czestotliwoscia ostatnio gramy koncerty, warto bylo wziac sie w garsc i ruszyc dupe.

Dotarlismy do klubu odrobine za wczesnie, niefartem zobligowalo nas to do wniesienia backline-u do knajpy. W chwile pozniej, wnętrze piwnicy w ktorej miesci sie "Imbir" zaczelo zapelniac sie ludzmi. Bez zbednego ociagania na scenie zamontowal sie Diesel, w abstrakcyjnych i nieco wyzywajacych przebraniac i procz humoru zaserwowal kawal motorheadowego, przebojowego stoner punk rocka (jak sami okreslaja). Muzyka tej kapeli, plus fakt spotkania kupy znajomych nieco poprawil moje samopoczucie, nadal jednak nie wyobrazalem sobie zagrania dobrego gigu. Nastepni zagrali The Effekt. Jesli ktos kiedys probowal sobie wyobrazic jak brzmialo by H2O gdyby powstalo wlasnie w Krakowie a nie w Nowym Jorku, to wlasnie ten zespol moglby byc wytworem jego wyobrazni. Fachowy wokal, okraszony niesamowita sekcja rytmiczna i pomyslowymi gitarami, plus cover Madball na deser.
Koniec setu The Effekt oznaczal iz trzeba bedzie ruszyc na backstage, przebrac sie w ciuchy przeznaczone do przepocenia i pojsc zagrac przygotowany set.
Juz w momencie gdy zagralismy intro przyplynelo do mnie troche energii i kolejne kawalki poszly jak z platka i niespodziewanie sprawily mi sporo radosci. Biorac pod uwage czestotliwosc nie tylko koncertow, ale takze prob Last Believer, uwazam ze niezle nam poszlo, niestety pod koniec setu moja slabsza niz kiedys kondycja dala o sobie znac, nie tylko poprzez zdarte nadmiernie gardlo.
Nastepni zagrali Second Chance. Ongis widywalem ich na co drugim niemal koncercie w Nowym Targu i Zakopcu i musze przyznac, ze przez te pare lat przerwy, troche sie za nimi stesknilem. Dodatkowo oryginalny sklad wzbogacony zostal o naszego basiste Szymona (tym razem na gitarze), wiec z niecierpliwoscia oczekiwalem tego koncertu. Ano nie zawiodlem sie. Mimo iz slychac bylo przerwe jaka chlopaki sobie zrobili, to ten pijacko i nieco niechlujnie zagrany hardcore punk nabral dodatkowego wdzieku. Ludzie rowniez robili wrazenie zadowolonych.
Wieczor zamkneli kombatanci z Tripis. To juz klasa sama w sobie. Mimo iz nie kazdy byc moze zachwyci sie ich muzyka, to jest to kawal dobrego punkrocka, ktore naprawde moze porwac. Podczas ich setu, powaznie dalo mi o sobie znac zmeczenie, dopiero podczas coveru Poison Idea nieco sie ozywilem.
Koncert swiateczny, jak i caly pomysl regularnej, corocznej Panxterki - na piatke. Pominawszy aspekty towarzyskie, fakt ze wlasciwie wylacznie lokalne kapele portafily przyciagnac rzesze ludzi i zapewnic im, mam nadzieje, naprawde fajny wieczor, jest zajebiscie pocieszajacy. Bo to nie wymiatacze zza oceanu a wlasnie lokalna scena stanowi filar dla tego wszystkiego co zwiemy Hardcore Punkiem. To lokalne zespoly i ludzie chcacy je ogladac. To organizatorzy, tworcy zinow i ludzie z ktorymi mozna poprostu spotkac sie na miescie i pogadac o istotnych dla nas rzeczach.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz