poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Media Blitz

- Niech politycy zadadzą sobie pytanie, czy siły zbrojne są tymi siłami, które są w stanie zbudować pokój, w mojej ocenie nie są.. - rzekł Gen. Roman Polko, dowódca jednostki GROM, zastępca szefa Biura Bezpieczeństwa Narodowego, wprawiając redaktora TVN24 w nie lada konsternację.

Lata podlewane nieustannie krwią afgańskich cywili, powstańców jak też żołnierzy NATO, nie przyniosły zdaniem wielu oficerów i militarnych specjalistów, żadnych z oficjalnie oczekiwanych rozwiązań (pojmanie Usama ibn Ladin -a, ustalenie nowego, demokratycznego rządu i zapewnienie udręczonym, zamachami bratobójczymi i okupacją zachodnią Afgańczykom, upragnionego pokoju).
Póki co zamachy samobójcze z roku na rok stają się codziennością, przywódcy Talibów nie zostali schwytani a cywilni autochtoni stali się dodatkowo celem rozwścieczonej, sfrustrowanej i jednocześnie przestraszonej młodzieży, pełniącej służbę w armiach walczących pod banderą NATO. 
Przykład generała Polko i deklaracje polskich polityków, chcących z terenów okupowanych się wycofać, mogą napawać optymizmem, szczególnie że jest to wola większości, jak mi się wydaje polskiego społeczeństwa. Świadomość Polaków i krytyka pojawiająca się tu i ówdzie w kuluarach militarno-ministerialnych, świadczą o powoli odzyskiwanej trzeźwości umysłu w naszym polskim piekiełku. Problem pozostaje nierozwiązany, jako że głównym graczem na afgańskiej arenie, pozostaje w dalszym ciągu nasz wielki brat - USA, a tam tendencje antywojenne ciągle pozostają w relatywnie głębokim undergroundzie. W przedwczorajszym odcinku programu "Meet The Press", pojawił się nowo sygnowany na człeka mającego uratować spadającą w sondażach popularności misję - gen. Petraeus. Pytania prowadzącego Davida Gregory, sprytnie kluczyły pomiędzy sednem tematu, przedstawiając optymistyczną wizję rezultatu misji, zupełnie pomijając fakty miażdżących porażek, przedstawiane  również oficjalnie, z tym że poza najbardziej popularnymi mediami oraz, mniej oficjalnie na stronie WikiLeaks (w postaci raportu, udostępnionego przez samych żołnierzy działających na froncie). Nie jest to nic nadzwyczajnego, jako że od lat 60, kiedy to podupadłe morale amerykanów, upodlone porażkami w Wietnamie, reperowały spreparowane informacje podawane przez media - wygląda na to, że od tego czasu niewiele się zmieniło. Mieszkając w Irlandii, często oglądałem program "Meet The Press" i w trakcie kadencji G. W. Busha jr wydawał mi się on bardzo wnikliwy i  odważny w swojej kontestacji, tego co wówczas w Stanach się działo. Niestety zmiana warty w Białym Domu, podważyła w moich oczach niezależność audycji. 
Media to potężne oręże, pozwalające kontrolować masy. Posiadające moc podobną do mocy religii, przy czym używającą jako narzędzia kontroli nie emocji (jak wspomniana..), a informacji. Tak więc dopóki informacje przedstawiane są zgodnie z intencją grup interesu a nie zgodnie z ideą obiektywizmu, dopóty - w kontekście USA, wsparcie dla wojen prowadzonych w Iraku i Afganistanie będzie ogromne, nawet WikiLeaks nie będzie w stanie zrównoważyć tej sytuacji.
Stronniczość mediów niestety nie jest przypadłością dotykającą tylko zachodnich sąsiadów. Trochę to truizm, ale polskie media rzadko grzeszą obiektywizmem - co w przypadku mediów publicznych, w czasach systemu totalitarnego, może być przyjęte jako pewna norma (sic), w czasach demokratycznych jednak - jest to co najmniej niepokojące. Jeżeli chodzi o media prywatne, nie ma się co łudzić, również da się zauważyć przynajmniej pewne sympatie, jeżeli nie ewidentne zauroczenie.
No nic, szczęście w nieszczęściu żyjemy w czasach, gdy przepływ informacji odbywa się wieloma, również niezależnymi kanałami, tak więc jedyną przeszkodą aby posiąść i przekazać dalej ,bliższą obiektywizmowi wiedzę, może być nasze lenistwo. Narzędzia takie jak Facebook czy Twitter aż proszą się aby wykorzystać je do globalnego przepływu istotnych informacji, nie tylko wyników quizów i filmików z YouTube.



Zło(ść)

Jestem z natury osoba dosyć nerwową, latami starałem się natomiast wypracować pewien mechanizm analizowania zachowań innych ludzi i próby tłumaczenia ich przed samym sobą. Ludzie zachowywali się wobec mnie nie fair, nie brałem tego jednak do siebie, mając świadomość iż sam doskonały nie jestem, jednocześnie znajdując szereg scenariuszy będących doskonałą linią obrony dla tych zachowań. Cenię tolerancję, dlatego zawsze starałem się tolerować nawet te rzeczy, których skrajnie nie rozumiałem. To ma sens. Niestety jestem również człowiekiem, a ludzie - co jest dosyć oczywiste, dają dupy. Tak więc nie wytrzymuję, daje się ponieść emocjom i skreślam kogoś jako idiotę - osobę z którą rozmowa jest równie bezcelowa, jak dyskusja z Allenowskim, wiejskim idiotą, którego jedynym problemem egzystencjalnym jest, ile śliny nakapać.. Tak stało się ostatnimi dniami w trzech przypadkach, o których napiszę, co - mam nadzieję, będzie dla mnie swoistym katharsis. 
Mianowicie, biała gorączka - odsłona pierwsza:
- krzyż pod pałacem prezydenckim, wyzwiska i zacietrzewienie idiotów zmanipulowanych przez szczwanych polityków, idealnie operujących opium mentalnym dla mas - religią. Nie byłem w stanie zdobyć się na tolerancję czy choć cień wyrozumiałości dla tych mord wykrzykujących obelgi pod adresem wszystkich znajdujących się pod "drugiej stronie barykady" - czyli wszystkich, względnie normalnych ludzi.
 - odsłona druga, dysputa o prawach dla mniejszości seksualnych w San Francisco i pomost do niedawnych dyskusji, przy okazji Europride w Warszawie, gdzie postacią analogiczną do promotorów tzw. Proposal 8, mającej odebrać gejom prawo do małżeństwa był p. Marek Jurek. Dla mnie ludzie chcący równość wobec prawa podważać na podstawie religii i własnych, dziwnych przekonać, są idiotami, z którymi nie bardzo mam o czym rozmawiać. Cześć.
- odsłona trzecia - lokalna: pewnego dnia, w klatce w której mieszkam, pojawiła się petycja, podpisana przez czerpiącą z uroków życia emeryta starszyznę bloku, nawołująca do zlikwidowania osiedlowego placu zabaw, ponieważ dzieci nań się bawiące... zbyt głośno krzyczą.. Noż kurwa!

Teraz, gdy przelałem swój żal i frustrację na stronę bloga, mogę na powrót oddać się medytacji i obrócić swoją złość w coś konstruktywnego. Amen.





 

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Globalne Ocipienie..?

Od naszej domowej kuchni aż do budynków parlamentu udowadniamy - jako gatunek, jak niewiele instynktu samozachowawczego posiadamy. Jedyny odruch mający na celu zachowanie gatunku ludzkiego, który celebrujemy nader dobrze, to dupczenie. Inne aspekty naszej gatunkowej solidarności nietety leżą. Jesteśmy krótkowzroczni, egoistyczni i zadufani w sobie - przygnębiająca świadomość. Jest rownież druga możliwość, możliwość która odpowiada mi o wiele bardziej. Mianowicie, ludzie solidaryzowali się ze sobą w przeszłości wielokrotnie, gdy tylko na horyzoncie pojawiało się zagrożenie. Potrafili rownież podejmować dalekowzroczne decyzje, w imię dobra swoich dzieci i wnuków. Czy zatem coś w nas, ludziach umarło? A może to nadal tam jest, zostało jedynie ztłamszone przez natłok informacji i codziennych obowiązków? Ta hipoteza, będąc relatywnie optymistyczną, podoba mi się bardzej.

Korzystam z wolnego (powiedzmy) przepływu informacji, jak tylko mogę. Chwalę sobie możliwość skonfrontowania jednej informacji poprzez wysluchanie jej w TV i wygooglowanie na kilku stronach internetowych, a posiadając urządzenie mobilne z dostępem do internetu, cieszę się rownież niezależnością przestrzenną.
Jednocześnie jestem w stanie zrozumieć jak bardzo trywialne w tym zalewie wiadomości mogą wydawać się poszczególne poblemy. W tym kontekście rozumiem zatem, brak szczególnego przejęcia tematami takimi jak wojna w Afganistanie czy, naglące w perspektywie naszej wspólnej, nie tak odległej przeszłości ocieplenie klimatu.

W kwestii tego ostatniego topicu, korzystając ze swojego marnego zasobu wiedzy i doświadczenia, myśl swoją nieco rozwinę. Mianowicie, jest kilka rzeczy, które w codziennej egzystencji możemy zmienić czy też zastosować, aby umnejszyć swój wpływ na ocieplenie klimatu. Czynnością znaną każdemu oszczędnemu gospodarzowi jest wyłączanie nieużywanych aktualnie urządzeń elektrycznych. Tak oczywiste, że aż ... przez wielu ignorowane. Wymiana żarówek na energooszczędne, będzie pożyteczna rownież w kontekście naszego domowego budżetu. Recycling - wiele materiałów odpadowych można, po przerworzeniu wtórnie wykorzystać. Cześć z nich może być wtórnie wykorzytana bez przetwarzania (vide butelki, pudełka, słoiki itd.) Zdarza sie również, że do naszego zakupowego koszyka, wpada kilka zupełnie niepotrzebnych przedmiotów - nadkonsumpcja rownież jest tutaj problemem - możemy lepiej planować nasze zakupy. Komunikacja zbiorowa - w mieście najczęściej jest wygodniejsza (po co miałbym tracić czas dojazdu do pracy na bezsensowne kluczenie po mieście, gdy mogę w tym czasie spokojnie posłuchać muzyki czy poczytać książkę?).
Najłatwiejszy jednak krok który każdy niemal może podjąć, uznany w ongiś publikowanym w Guardianie raporcie za najważniejszy krok w kierunku ratowania planety to rezygnacja z konsumpcji produktów pochodzących z hodowli zwierząt. Proste jak konstrukcja cepa. Metan pochodzący ze wspomnianych hodowli, będący jednym z głównych gazów cieplarnianych, jest największym procentowo ludzkim odciskiem na mało kolorowej przyszłości jaka się przed nami maluje. Rezygnacja z mięsa i innych produktów zwierzęcych, mogła by ten odcisk znacznie zmniejszyć.
Pogodzilem się już z tym, że nie każdego przekona etyczny aspekt, traktujący o bezpośrednim związku konsumpcji mięsa i innych produktów odzwierzęcych z masowym cierpieniem zwierząt. Rozumiem też, że troska o własne zdrowie może nie być dostatecznie przekonująca. Wierzę jednak, że troska o los przyszłości naszej i naszych dzieci, będzie dostatecznym motorem dla wielu, aby poczynić ten banalny, ale skuteczny na tak wielu frontach krok.

Odnosząc się jeszcze do sceptyków, poddających wątpliwości "teorie" globalnego ocieplenia, zapytam: czy bardziej ryzykujemy przedkładając ponad naszą wygodę potencjalne zagrożenia związane z następstwami ocieplającego się klimatu, stusując prewencyjne środki mające zmniejszyć owe zagrożenia, czy też bardziej ryzykujemy naszą, niezbyt odległą przyszłość spuszczając wspomnianą teorie, popartą faktami widocznymi już teraz (anomalia pogodowe odnotowywane na całym świecie) w kiblu naszej ignorancji..?