wtorek, 21 czerwca 2016

Krótka refleksja o gównianej branży żywieniowej

Wczoraj media społecznościowe aż huczały po informacyjnej eksplozji dotyczącej zarzutu łamania praw pracowniczych w jednej z wegańskich restauracji. Słuszne oburzenie podsycane było dodatkowo oczekiwaniem "etyczności" tego typu biznesu. Sprawa wydaje się być w toku, mnie - bardziej od clue sprawy, przykrywanego warstwami szybkiej informacji, poraziły setki komentarzy, z których płynie dosyć ciekawy wniosek: praca w gastronomii jest pracą gównianą. Na gównianą lub żadną umowę, za gówniane pieniądze i w gównianej atmosferze (bo szybko trzeba wykarmić wymagającego klienta). W związku z powyższym, wszelkie oczekiwania pracownikow tej branży, odnośnie lepszej płacy, stabilnej formy zatrudnienia czy komfortowych warunków, można sobie w dupę wsadzić, wiedzieli bowiem na co się pisali w momencie zatrudnienia. Trudno zarzucić właścicielom rzeczonych biznesów, by owe fakty podczas zatrudniania pracownikow skrywali, jak się bowiem okazuje wszyscy to wiedzą - gastronomia to gówniana branża. 

 

Co natomiast mówi o nas jako o społeczeństwie fakt degradowania wartości pracy ludzi, którzy nas karmią, przygotowują jedzenie, zajmują się rolnictwem (rownież uwłaczającą w oczach dużej części społeczeństwa profesja), gdy tym samym rzutem, wszelkiej maści traderów, korporacyjnych mącicieli czy speców od reklamy awansujemy do grona wykwalifikowanych ekspertów? Zdaję sobie sprawę z naiwności tego pytania, jednocześnie czuję, że powinniśmy je sobie zadać.