piątek, 9 października 2015

"Największa" zaleta JOW

O tym w jaki sposób zastąpienie ordynacji proporcjonalnej większościową (czego wymagają Jednomandatowe Okręgi Wyborcze) wpłynie na obniżenie reprezentacji różnych grup społecznych w parlamencie, zapisano całe arkusze. Każdy - czy to zwolennik, czy przeciwnik tego systemu, wie już, że do parlamentu w Jednomandatowych Okręgach Wyborczych dostaje się "pierwszy na mecie". Zazwyczaj będzie to osobnik wywodzący się z partii na tyle dużej i bogatej, że mógł pozwolić sobie na lokalną akcję promocyjną i wryć się świadomość wyborców ze swojego okręgu. W takim wypadku interesy grupy wyborców kandydata dobiegającego do mety nawet jako drugi, mogą co najwyżej być przedmiotem dyskusji publicznej (dzięki mediom - głównie internetowym) natomiast mniejszą szansę mają stać się tematem sejmowych projektów i legislacji. Zwolennicy natomiast, uznają ten fakt za ofiarę wartą by wyborcy mogli oddać głos na znanego sobie kandydata, a ten był odpowiedzialny bezpośrednio przed nimi. Idea o tyle piękna, co rozmywająca oraz idealizująca rzeczywiste procesy polityczne.
Ten koronny argument, uznawany nawet przez przeciwników JOWów, czyli głosowanie na człowieka zamiast na partię, jest w moim odczuciu o tyle nie trafiony, że to właśnie partia jest platformą polityczną, która przez narzędzia jak na ten przykład dyscyplina partyjna, kreuje w jaki sposób posłowie i kluby parlamentarne pracują w Sejmie. To zwykle partie mają program (choć to zdaje się wychodzić z mody, na rzecz nośnych haseł i populizmu) a twarze pojawiające się w kampanii wyborczej mają być jedynie jego nośnikami. Gdy w ławach sejmowych dochodzi do głosowania, znaczenie ma zazwyczaj spójna polityka partyjna, nie aparycja naszego reprezentanta.
Czym różni się kampania partyjna od kampanii personalnej, widać dosyć dobrze na przykładzie wyborów prezydenckich. Jakkolwiek silne, wyraziste osobowości są atrakcyjne medialnie, plebiscyt zajebistości bardzo często odbywa się kosztem merytorycznej dyskusji. Odpowiedzialność przed wyborcami? Ciekawe jak często wyborcom zdarza się choćby napisać maila do jednego z posłów czy senatorów ze swojego okręgu. Nie bez powodu biura poselskie nie mają ogromnych poczekalni i rozbudowanego systemu umawiania spotkań z wyborcami. Po wrzuceniu głosu do urny 7/8 wyborców ma w dupie politykę, robiąc wyjątki dla rodzinnych kłótni przy imieninowym stole. Nie jestem przekonany, że ograniczenie do jednego mandatu per okręg w tej relacji cokolwiek mogło by zmienić.