poniedziałek, 8 listopada 2021

Najgroźniejszy wróg

Nie będę oryginalny, gdy napiszę, że byłem wkurwionym młodym człowiekiem. Zaryzykuję stwierdzenie, że większość moich znajomych bazowała na podobnych emocjach. Nie wiem czy wszyscy mieliśmy podobne powody wkurwienia, ale większość z nas podobnie sobie z nim radziła - agresją. Niezależnie czy eksplodującą w ulicznych bójkach, na punkowych koncertach czy patologicznym piciu, tak właśnie demonstrowaliśmy naszą złość. A przynajmniej ja tak robiłem. Niezależnie czy była to jazda na deskorolce, picie wódy z kolegami (lub bez), tak naprawdę demonstrowałem swoje wkurwienie. Zapewne nastoletni gówniarz ma masę powodów do bycia wkurwionym, większości z nich nie pomnę, część wydaje mi się z dzisiejszej perspektywy absurdalna, ale ten najbardziej istotny towarzyszy mi nadal i zmusza mnie do codziennej pracy, w mojej głowie.

Jestem przekonany, że nie jest to szczególnie oryginalne, ale odkąd pamiętam, scenariusze nie tylko mojego życia, ale również mojego otoczenia i ludzi w nim żyjących, automatycznie pisały się w mojej głowie. Byłem do nich przywiązany na tyle, że każda "improwizacja", abstrahująca od mojego planu generowała nieznośną frustrację. To trudne, biorąc pod uwagę, że świat to nie projekt, który można zaplanować i kontrolować, a ludzie - niech ich szlag, mają swoje plany i wolną wolę. Wiele lat minęło, zanim udało mi się zidentyfikować tego przebiegłego demona, będącego głównym sprawcą mojego częstego dyskomfortu. Wpierw, szczęśliwie, zorientowałem się, że leczenie emocji używkami może mieć kiepski finał. W kolejnym przebudzeniu, uświadomiłem sobie, że nikt nie lubi być rozliczany ze scenariuszy, których sam sobie nie napisał (chyba, że robi to zawodowo). Kolejny przewrót w mojej głowie - być może najbardziej dotkliwy, pojawił się przy okazji pisania któregoś z kontestujących rzeczywistość tekstów dla mojego zespołu. Moja naiwna wiara, że rewolucyjne, punkowe piosenki, aktywizm i szczere zaangażowanie, realnie zmienią świat, upadła gdy zorientowałem się, że piszę o rzeczach aktualnych i istotnych, o których pisały zespoły 20, 30 lat przede mną. 

Mam wrażenie, że część ludzi miewa wrodzoną zdolność, żeby odpuszczać, albo wręcz mieć gdzieś. Ja nie urodziłem się takim szczęściarzem i sporo czasu minęło, zanim uświadomiłem sobie, że nie wszystko zależy od mojego widzimisię. Mogę zrobić robotę, po swojej stronie, ale oczekiwanie, że przyniesie ona konkretny efekt w moim otoczeniu, muszę zamienić na co najwyżej nadzieję. Jestem przekonany, że moja głowa spędzała (i pewnie często jeszcze spędza) zbyt dużo czasu w przyszłości, rysując plany - często nieosiągalne, bo zależne nie tylko ode mnie, albo w przeszłości, katując się rozpamiętywaniem co poszło nie tak. Wszystko to kosztem uciekającej nieco między palcami teraźniejszości. 


Frustracja i ewentualne jej owoce to nie jedyny, choć może najbardziej spektakularny efekt nieracjonalnych oczekiwań. Innym, równie destrukcyjnym, jest marnotrawstwo czasu jaki konsumuje nam podróżowanie w przyszłość by nakreślać nierealne plany, lub w przeszłość, by rozliczać porażki. Dodam, że strata wynika nie tylko z realnego konsumowania czasu bezwartościowymi czynnościami (w tym wypadku, głównie intelektualnymi), ale również z percepcji czasu, która nie jest równoznaczna z Twoim zegarkiem, a bardziej ze sposobem angażowania mózgu. Upraszczając: skupienie swojego mózgu na poznawaniu świata w okół, w czasie rzeczywistym, względnie wydłuża czas (w naszym postrzeganiu tego wymiaru), podczas gdy chodzenie utartymi ścieżkami (bycie we własnej głowie, wspominki, plany) znacznie go skracają.

Zmiana sposobu w jaki działa nasz mózg to ciężka, czasami nieprzyjemna robota. U podstaw jej powinna leżeć aspiracja, pomóc powinien szereg narzędzi i zdrowe - kaizenowe podejście. Cierpliwie, wytrwale, nóżka za nóżką, ale do przodu.

poniedziałek, 25 października 2021

Czas

Każdego roku, aktywna zawodowo część z nas, poświęca średnio 1800 godzin na tzw pracę. To równowartość 1200 hokejowych meczów, blisko 900 seansów filmowych, około 600 koncertów z kilkoma kapelami na liście, blisko 1800 odcinków serialu, albo po prostu ok 112 dni do zagospodarowania wg własnych potrzeb i fantazji. Zakładając 36% efektywności dnia pracy (średnio przez 2 godziny i 53 minuty pracy jesteśmy produktywni, pozostały czas to zwykle wypełniacze) pozostały czas spędzony w robocie, zarówno z perspektywy pracodawcy jak i pracownika (abstrahując od zobowiązań etatowych) to marnotrawstwo.

Ale nieefektywna “praca” to nie jedyna czarna dziura naszego czasu. Sam również - jak gość obok, konsumuję sporo swojego wolnego czasu na czynności konieczne, ale nie będące dla mnie szczególnie wartościowe (sprzątanie, zakupy, płacenie rachunków itd), co gorsze, część mojego dnia marnowana jest na czynności zupełnie bezwartościowe (scrollowanie Instagrama, szukanie ulubionej koszulki, wracanie do pobliskiego spożywczaka, bo zampomniałem kupić bananów…)
Oczywiście to co dla mnie jest marnotrawstwem, dla Ciebie może być wartością (wyobrażam sobie, jak chodzenie po zakupy 3 razy w ciągu dnia może zasilać pożądane przez smart watcha kroki), więc nie ma uniwersalnego przepisu w jaki sposób odzyskać odrobinę czasu. Mając zatem ambicje by odbić choć trochę cennych minut z czarnej dziury, warto wpierw określić sobie co tak naprawdę jest dla nas wartościowe i na co chcieli byśmy spożytkować oszczędności. Istotne jest również zdefinowanie czynności, które same w sobie nie są dla nas atrakcyjne, ale dzięki nim możemy realizować te dla nas najważniejsze. W ich przypadku warto przyjąć jakąś strategię optymalizacji. Ostatnia grupa, to ta, które nie mają dla nas żadnej wartości, a ich brak nie pozbawi nas możliwości realizowania tego, co tą wartością jest - ich chcemy sukcesywnie, ale bezlitośnie pozbywać.
Korelacja oszczędności czasu z oddziaływaniem na świat, to rozległa sieć. Z jednej strony implikuje ona potencjalne oszczędności zasobów (energia elektryczna, paliwo, nawet woda), z drugiej, poszukując przyczyn wielu zbędnych czynności, znajdziemy obszary naszego życia warte głębszej analizy (ilość rzeczy wymagającej codziennego sprzątania, system planowania zakupów czy np. sztuczne potrzeby generujące niekoniecznie potrzebne zakupy). Niezależnie od naszej definicji wartości, listy priorytetów czy zobowiązań jakie mamy, kluczem do - nazwijmy to dość szumnie: kontroli nad naszym życiem, jest świadomość podejmowanych czynności i decyzji, co będzie w opozycji do częstej jazdy na autopilocie. Inspirująca i zarazem - wierzę, że bardzo pomocna w tym, jest perspektywa dziecka, które wręcz nadużywa pytań pomocnicznych: Po co? Dlaczego? To dobry filtr, jeżeli nie możemy odpowiedzieć na te pytania, z dużym prawdopowobieńswem to co zamierzamy zrobić lub robimy (do czego tymi pytaniami referujemy) najzwyczajniej nie ma sensu i powinniśmy to olać. 
Czy taka, właściwie stała analizaycia jest łatwa? Pewnie nie. Ale jeżeli pozwoli na obejrzenie dodatkowych 432 meczów hokeja lub 324 dodatkowych filmów, albo podzielenie tych, zaoszczędzonych tylko w ramach nieefektywnej pracy 652,5 godzin rocznie, na wartościowy czas spędzony z rodziną czy przyjaciółmi, pomoc innym czy badziej efektywną i sensowną pracę zawodową (nie wiem jak Wy, ale ja swoją lubię), to coś o co warto zawalczyć.