piątek, 19 lutego 2010

They Live


Zdaje sobie sprawę, że niewielu ludzi podziela mój gust filmowy, dlatego nie zamierzam postować na temat tego, skąd inąd bardzo przyzwoitego fimu Carpentera. Sam tytuł, odcięty nieco od wspomnianego obrazu kumuluje w sobie emocje kłębiące się we mnie od pewnego czasu. Emocje w większości negatywne, będące wynikiem poczucia społecznej alienacji, być może nie na stopie mikro społeczności (bynajmniej nie tylko punkowej), w której się na codzień obracam, bo tutaj wydaje mi się zrobiłem duży postęp, otwierając się nieco bardziej niż kiedyś.
Działając wg. nie do końca również dla siebie zrozumiałego mechanizmu, codziennie karmie się sporą dawką informacji dostarczanych przez telewizyjne kanały oraz portale informacyjne. Widząc twarzę, przewijające się z resztą w tym samym miejscu od lat, zmienające jedynie flagi pod którymi karmią nas kłamstwami, zastanawiam się gdzie do kurwy jest mój kraj, który co miesiąc zabiera mi część mojej wypłaty, która to ma wesprzeć decyzje oraz pracę moich demokratycznych reprezentantów? No właśnie, gdzie są moi reprezentanci? Moje pieniądze przejadane są bezczelnie przez ludzi, na których nigdy nie oddałem głosu. Cena demokracji - ok. W jaki jednak sposób demokratycznym jest stawianie progów wykluczających mniejszości wyborcze z parlamentu? To się nazywa marginalizacja. Ta sondażowa, mówiąca o tym jaki procent głosów może skolekcjonować jedna czy druga niszowa partia to lekkie przekłamanie, bo ilu wyborców głosuje na partie mającą realne szanse na fotele sejmowe, stosując metodę mniejszego zła? Zgadnijcie - to też marginalizacja!
Zawłaszczone przez partie media "publiczne", są tubą promującą czy wspominającą 2 - 3 partie, zasiadające z kadencji na kadencję w parlamencie. O ile na auto-promocję przedelekcyjną (plakaty, spoty itd. ) decydujący wpływ ma zasobność partyjnego budżetu, o tyle TVP finansowana ze środków publicznych ma psi obowiązek prezentować, np. w formie debat, talk show itp. publicystyki kandydatów wszystich startujących w wyborach partii.
W chwili obecnej, zarówno Polski rząd jak i opozycja, to hadeckie partie, których członkowie często mają wspólną polityczną przeszłość. Realną "alterantywą", istniejącą medialnie jest postkomunistyczna partia, określająca się jako lewicowa a w rzeczywistości światopoglądowo trzymająca się blisko bezpiecznego, hadackiego profilu, a gospodarczo raczej zachowawcza, przesiąknięta smrodem post prl-owskich układów. Dla mnie to żaden wybór.

Naprawdę nie lubię żyć poza marginesem. Nie chcę by za moje pieniądze ktoś podejmował decyzje dotyczące mojego życia, dodatkowo nie będące zgodne z moimi przekonaniami/potrzebami. Chcę doczekać dnia gdy wrzucając swój głos do urny, będę czuł, że właśnie powierzyłem swój społeczny byt osobie której zaufałem, bo nawet jeżeli to zaufanie zawiedzie, będę mógł mieć pretensje głównie do siebie. Póki co niestety, znaczenie urny wyborczej oraz urny pogrzebowej, jest dla mnie jednakowe.

niedziela, 7 lutego 2010

Going Wild 2 Mini Tour cz. 3


Rzeszów przywitał nas chłodno, mam na myśli pogodę oczywiście. Cel nr. jeden, priorytetowo potraktowany przez chłopaków - Da Grasso, niestety najgorsze w jakim dane mi było jeść pizzę w wersji wegańskiej. Cel nr. 2, priorytet mojej skromnej osoby - kawa z Costy i spacer po centrum miasta.
Klub "Od Zmierzchu Do Świtu" to bardzo przyzwoita lokalizacja koncertowa, dodatkowo wsparta fachowym uchem najętych akustyków, sprawił iż grało nam się naprawdę dobrze. Ludzie reagowali raczej pozytywnie, nawet pijacka nachalność niektórych pogujących, nie była w stanie zepsuć tego wrażenia.
Identity oraz Capital zagrali świetne sety, docenione również przez publikę.
Fajnie było raz jeszcze spędzić kilka dni w towarzystwie tych ludzi, jest między nami ewidentna chemia (a być może to tylko moje wrażenie), więc mam nadzieje, że ta świecka tradycja wspólnej turystyki znajdzie swoją kontynuację w niedalekiej przyszłości.
Serdeczne podziękowania należą się, prócz oczywistego - chłopakom ze wszystkich trzech zespołów, również (a może przede wszystkim, bo bez nich koncerty by się nie odbyły) organizatorom tych gigów, ludzią którzy nas karmili, nocowali czy poprostu przyszli nas zobaczyć, porozmawiać, pożartować..
To świetnie, że kilgorgo ludzi ma jeszcze zajawkę by trzymać tę scenę, zwaną Hardcore Punk przy życiu. Dzięki.

Going Wild 2 Mini Tour, cz. 2

Wbrew mojemu panikarskiemu zboczeniu pt. - lepiej być 2h wcześniej niż 5 min pózniej - lekko opóźniliśmy rozpoczęcie częstochowskiego gigu, zjawiajac się kilka minut po godzinie 8. Rozpoczęło Capital, serwując dawkę alternatywnego rocka w naprawdę dobrym stylu. Identity przyjebało konkretnym strzałem, ruszając cała salą ludzi - żywioł. Nasz set, z mojej perspektywy całkiem niezły, przewidział jeszcze jeden nowy numer, plus dawkę energii, którą mam nadzieje dało się odczuć. Wieczór zamknęła szwajcarska formacja Deadverse, zaskakując mnie kompletnie pozytywnie oryginalnym, dzikim hardcore punkiem.
Prosto z klubu pojechalismy do kwatery głównej naszych wspaniałych wydawców In Our Hands - Pawła i Agaty.

Po wchłonięciu kanapek z pastą z zielonego groszku i wypiciu kawy na stacji BP, ruszamy na nasz ostatni w tej turze koncert - do Rzeszowa.

sobota, 6 lutego 2010

Going Wild 2 mini tour

Drugi wypad z dzikusami z Identity, doprawiony rockowcami z Capital to opcja na conajmniej ciekawe kilka dni, wyjęte z codzienności zdominowanej przez standardowe, przyziemne obowiązki. Czwartkowa próba pozwoliła nam rozruszać trochę zastane instrumenty i struny głosowe, a po odrobinie domowego relaksu, mogliśmy w piątek wyruszyć w drogę ku stolicy. Posilkujac się GPSem trafiliśmy do miejscowki, wystawilismy graty i ruszyliśmy z setami - najpierw Identity, w bardzo dobrej formie, następnie my - moim zdaniem również w nienajgorszym stylu. Przyjemnie było zagrać po raz pierwszy trzy nowe kawałki i odświeżyć nieco starsze. Sama impreza to dodatkowo sposobność spotkania kilkorga znajomych, odbycia paru interesujących dyskusji i zagrania przyzwoicie zorganizowanego gigu. Hail Pulpet!
Dzisiaj, już po śniadaniu, odwiedzeniu Starbucksa i domowym obiedzie przygotowanym przez Grajka i Szymona, ruszamy podbijać święte miasto Częstochowe. Liczę na równie udany wieczór.