czwartek, 8 stycznia 2009

Nervous Breakdown



Nervous Breakdown

5-12-2007

Wstepem

Chyba rowny rok mija, od czasu gdy zabralem sie do spisywania roznorakich bzdur i planowania zrobienia z nich wydawnictwa pod malo oryginalnym, ale jakze wymownym tytulem "Nervous Breakdown", niestety z roznych powodow(m.in. wlasnego lenistwa i niezorganizowania)material ten, zubozony o zdjecia i grafiki(czyli ograniczony do tresci)i kilka tekstow, ktore z czasem zaczely mnie zenowac, postanowilem zamiescic w owym blogu. Powodow, ze caly folder z materialami nie trafil do windowsowego kosza jest kilka. Przede wszystkim szkoda mi bylo calkiem niezlego, w mojej opinii wywiadu z irlandzka ekipa Only Fumes & Corpses i opisowce dublinskiego koncertu Cro-Mags. Kilka opcji wywalilem, reszte dorzucam, zeby udowodnic jak niewiele brakowalo do wydania tego zina(w sensie, ze rowniez zapychacze, zwane rowniez kolumnami czekaly na swoja chwile). Zine ten powstawal na obczyznie, totez wszelkie potkniecia zrzucam na karb wyspiarskiego klimatu, do ktorego nie zupelnie jestem przeciez przyzwyczajony.

"Manimal"


Mam wrazenie, ze wlasnie odkrylem swoja definicje wolnosci..(orzesz kurwa, zdaje sobie sprawe jak tanio i tendencyjnie to moze brzmiec..)

A moze nic nie odkrylem? Moze to juz tam bylo a ja sobie tylko o tym przypomnialem..?

Nie miesci sie ona w zadnej regulce, dogmacie czy frazesie. Jest czyms, co ciezko opisac i kazdy moze odczuwac to na swoj sposob. Dla mnie to uczucie swobody. Niczym nieskrepowanej, dzikiej i nieokielznanej. Jak wtedy gdy jestem z dala od wszelkiej cywilizacji, bez telefonu komorkowego, gdy laze po lesie wydajac dziwne dzwieki, bez obciachu rozmawiajac z samym soba. Jak wtedy gdy ide, nie majac pojecia dokad zmierzam i majac to generalnie w dupie. Jak wtedy gdy laze po domu zupelnie nagi i nie czuje sie zazenowany gdy glosno bekne. Czy w koncu wtedy gdy na koncercie hardcore punkowym wykrzykuje swoje emocje, nie myslac o tym, ze ktos skwituje mnie >>pojeb<<

Nie jestem filozofem, nie zastanawiam sie na sie nad sensem tych emocji. Nawet nad ich zrodlem. Moze to naturalny stan, ktory pamietamy jeszcze z nie spetanych konformizmem czasow naszego dziecinstwa. Nie wiem. Zastanawiam sie natomiast jak mam przeniesc te rzadkie chwile do swojego codziennego zycia. A co wazniej jak mam odnalezc zdrowy balans pomiedzy moja potrzeba swobody a zyciem w spoleczenstwie? Pozostaja pytania. Zero odpowiedzi. Moze tylko jakies propozycje, z ktorych sam skorzystam lub nie. Ale w sumie kim my niby jestesmy, by udzielac jakichkolwiek odpowiedzi..?




Bedac na koncercie Cro-Mags a.k.a. Fearless Vampires Killers w Dublinie, zobaczylem secik zespolu ktory naprawde zrobil na mnie ogromne wrazenie. Drapieznosc, autentycznosc, emocje, czyli to co zespol punkowy miec powinien. Kilka dni po koncercie, po przesluchaniu demka i poczytaniu tekstow, postanowilem wyslac chlopakom kilka pytan i dowiedziec sie co nieco o tych sympatycznych Irlandczykach. Rozmowa droga internetowa z wokalista- Momme.

Ladies & Gentelmen:

Only Fumes & Corpses!



Na poczatek, standardowo – kto jest w zespole i co ten hord dla Was znaczy


Jest nas pieciu. Little Conor- gitara, Conor- bas, Tom- bebny, Dan- gitara i Momme- wokal. Zespol nie mial miec jakiegos glebokiego znaczenia, po prostu gramy muzyke ktora nas jara i staramy sie robic to jak najczesciej. Wszystko co robimy z zespolem, robimy jednak w duchu DIY


Bedac w Irlandii widzialem dwa koncerty- jeden w Cork i kolejny w Dublinie. Robily calkiem niezle wrazenie. Powiedzcie mi pokrotce jak to sie tu kreci. Czy scena jest spora, jest duzo dzieciakow w nia zaangazowanych?


Scena DIY w Irlandii jest calkiem spoko. W kazdym miescie znajda sie ludzie ktorzy chodza na niemalze kazdy gig i to jest to, co trzyma to wszystko przy zyciu. Dzieki ludziom takim jak GZ w Dublinie, Danielowi w Galway i Cormac i Philowi w Belfascie kapele moga czesto grac krajowe trasy. Nie wiem czy zdajemy sobie sprawe jak zepsuci jestesmy przez te ciagle koncerty. Nie slyszaem zbyt lwiele narzekan na zbyt mala ilosc gigow, wiec to dobra rzecz.


Zastanawiam sie jak wyglada sprawa organizacji koncertow u Was. Poniewaz w Polsce np. organizator dba o niemalze wszystko, zespol ma tylko przyjechac do klubu, przywiezc backline i zagrac, po sztuce dostajesz przyzwoite zarcie(jesli jests weganem nie ma najmniejszego problemu z jedzeniem), miejsce do spania, zazwyczaj w domu organizatora i pieniadze na wache. Jesli a koncercie bylo sporo ludzi, masz szanse na jakas ekstra kaske. W USA natomiast, z moich informacji wynika, ze dostajesz pieniadze, chipsy, cole i tyle. Jak wiec wyglada to tutaj?


W Irlandii zawsze masz sie gdzie zatrzymac po koncercie, pieniadze zaleza od tego jak wypadnie gig. Moze to zalezec od zarobku na bramce, lub w przypadku gdy koncerty sa darmowe, wlasciciel knajpy placi kapeli. Wiekszosc organizatorow zapewnia jedzenie, ale nie piwo- to jest dosyc drogie w Irlandii. Zwykle jest wystarczajaco pieniedzyz eby pokryc koszty podrozy kapeli.


Nabylem Wasze CD-R, ktore z reszta naprawde mi sie podoba. Tak wiec chcialem popytac Was troche o teksty, byc moze dac szanse wyjasnienia polskim punkom o co w nich chodzi. Na przyklad ja osobiscie wiem o czym jest kawalek „the pps challenge", poniewaz sam musialem walczyc z tym gownem tu w Irlandii, ale wiekszosc moich ziomkow nie zalapie tego chyba z piosenki. Moze chcecie powiedziec cos wiecej o sytuacji w Waszym kraju. Wiem ze Wasza gospodarka mocno rozrosla sie w ostatnich latach i teraz wyglada to calkiem niezle, szczegolnie dla kolesia, ktory przyjechal z Polski


Kawalek mowi o syfie z jakim borykac sie musza ludzie idacy do urzedu opieki spolecznej. Jak pewnie wiesz, te cwoki beda ci utrudniac droge do odebrania tego, do czego niejako jestes upowazniony. Proces ten jest jeszcze dluzszy dla ludzi przybylych zza granicy, potrzebujacych numer pps by moc zrobic cokolwiek. Przypuszczam, ze we wszystkich krajach jest podobnie, ale to kiepsko jesli wszystkie twoje prawa zaleza od numeru.


Jeszcze troszke polityki, jesli nie macie nic przeciwko. Zastanawiam sie jak jest u Was z opieka spoleczna, bo raczej nie zauwazylem zbyt wielu ludzi mieszkajacych na ulicy. Nie widze tez jakiejs zatrwazajacej bariery pomiedzy biednymi a bogatymi. Wydaje mi sie, ze Wasz system podatkowy pozwala zachowae pewien balans. W Polsce na przyklad mozesz zobaczye wielu bezdomnych w parku, na ulicy i nikt specjalnie sie nimi nie przejmuje. Rzad ma ich gdzies. Jesli sie myle, powiedzcie jak to naprawde tu wyglada


Przepasc pomiedzy biednymi a bogatymi w Irlandii wzrasta. Mysle ze systm podatkowy jest przepelniony syfem. Od kwoty podatku jaki placisz, chuja dostajesz. Sa ulgi podatkowe dla bogatych, nie ma dla tych ktorzy ich potrzebuja. Inwestor dostaje ulgi podatkowe na wybudowanie gownianej jakosci domow, ktore sa tak przecenione, ze ludzie zastawiaja za nie cale swoje zycie. Spedza wiekszosc swego zycia splacajac dom, ktory zamieni sie w ruine zanim zdaza sie za niego wyplacic. Widzisz sporo ludzi majacych ladne domy, ladne samochody i niektorzy moga pomyslec „wow, irlandzka gospodarka daje ludziom lepszy standard zycia", gowno prawda, domy, samochody naleza tak naprawde do bankow. Caly ten wzrost gospodarczy sprawil tylko, ze ludzie stali sie jebanie chciwi.


Zastanawialem sie rowniez czy to dobre posuniecie by zachorowac na Waszej wyspie. Chodzi mi o to, ze slyszalem sporo plotek dotyczacych tutejszej opieki zdrowotnej i mysle, ze chyba jednak lepiej chorowac w Polsce niz tutaj(chociaz to, heh) . Powiedzcie mi cos o tym.


Ta, jak jestes na zasilku, dostajesz karte zdrowia ktora oszczedzi ci kilku lekarskich rachunków, ale jesli potrzebujesz powazniejszej operacji, to troche na nia poczekasz. Jesli nie jestes na zasilku i pracujesz, musisz placic za wszystko sam. Wizyta u lekarza bedzie kosztowala cie jakies 30 yoyo's(heh, chodzi o euro. Red.) raz jeszcze pokazuje to jak chciwy jest irlandzki rzad, daja zwolnienia od podatku na konie wyscigowe i prywatnym inwestorom, a szkoly i szpitale dostaja po dupie.


Czy prawa zwierzat, wegetarianizm itd. to popularny temat w Waszej lokalnej scenie?


I tak i nie. Jest sporo wegetarian i wegan w scenie, ale sa tez ludzie ktorzy wege nie sa.


Co Wy chlopaki robicie poza graniem w zespole?


Ja studiuje lesnictwo, Little Conor studiuje muzyke, Conor jest na zasilku, Tom i Dan czasem pracuja


Mysle, ze Wasza muzyka jest dosyc dzika, co jest zajebiste, poniewaz wierze ze sztuka(a punkrock/hc w jakims sensie sztuka sa tak mysle)musi byc odrobine dzika, poza granicami, aby miec moc. Co myslicie o moralnych granicach i spolecznych tabu? Czy to jest cos, co zabija sztuke jako wolna forme ekspresji?


Zeby byc szczerym, mysle, ze moralne granice i spoleczne tabu wejda w drog-- Twojej wolnej ekspresji tylko na tyle, na ile im pozwolisz. Jesli ustalasz swoje wlasne granice, mozesz robisz cokolwiek zechcesz.


Ok. dzieki za poswiecony czas, mam nadzieje zobaczyc Was w przyszlosci w Polsce, jesli chcecie cos jeszcze powiedziec, to teraz jest szansa. Co Wam do glowy przyjdzie.


Dzieki za wywiad szefie, wybacz ze tak pozno. Bylem zajety studiami(no i jestem odrobine leniwy). Mamy nadzieje zobaczyc Ciebie i Twoich ziomkow na gigach kiedys w przyszlosci. Trzymaj sie.






Cro-freakin'-Mags!


Bylo zwykle, spokojne, poniedzialkowe popoludnie. Wracajac z zakupow wstapilem do kafejki internetowej sprawdzic poczte i zobaczyc jak podczas mojej absencji przedzie polska ekstraliga hokeja. Przedzie calkiem niezle tak nawiasem.. Propozycja Czerkawskiego i Oliwy, ktorzy postanowili uleczyc polski hokej, popularyzujac go oraz wprowadzajac pewne zmiany w zarzadzie PZHL, moze sprawic, ze ogladajac mecz Cracovii nie bede obawial sie o bidna konstrukcje dachu hali lodowiskowej, ktory ostatnimi silami wisi nad moja glowa. A przede wszystkim, moze w jakis sposob zapanuja nad burdelem jaki od lat trawi wiodace polskie kluby, jak i caly zwiazek.

Ok., do rzeczy. Logujac sie na swym myspace-owym koncie(wiem- zlo!)zobaczylem komentarz od pewnego sympatycznego kolegi zamieszkujacego stolice Irlandii. Tresc brzmiala mniej wiecej: „czy widzimy sie na koncercie Cro-Mags 21 Listopada w Dublinie". Moje serce zawedrowalo do samego gardla, a slinotoki staly sie niczym zakorkowane. Szybkie spojrzenie na windowsowy zegar- 20 nov.

To juz jutro. Pomyslalem sobie: Dublin jest niemalze 300km od Cork(miasta gdzie aktualnie pomieszkuje), jest srodek tygodnia, wobec czego moja dziewczyna bedzie w pracy… Szybki sms, dla „swietego spokoju" , a w moim sercu z wolna rodzila sie nadzieja. Czy to moze byc? Czy juz za kilkadziesiat godzin dane mi bedzie zobaczyc ten zespol- legende? Do samego wieczora probowalem walczyc ze soba, majac wyrzuty, iz byc moze bede musial jechac sam, zostawiajac Anie zanurzona w biurowej codziennosci. Wszelkie kontrargumenty padaly niczym muchy na bezgowniu, a czas uciekal nieuchronnie. Wieczor uplynal pod znakiem spiskow, majacych doprowadzic do kompromisu na linii: firma mojej dziewczyny <-> Cro-Mags. Po obejrzeniu teledysku „we gotta know" i kilku koncertowek, bylo juz pewne, ze w dziewczynie ktora towarzyszy mi w mojej zyciowej wedrowce, plonie dusza punk rockowca i poszukiwacza przygod, zatem o godzinie 2 dnia kolejnego, siedzielismy w autobusie jadacym do Dublina. Dosyc dluga droga wiodaca nas od celu naszej podrozy, uplynela mi na ogladaniu malowniczych, zielonych zakatkow wyspy i sporadycznym zagladaniu do lektury „dude, where's my country" Michaela Moora. Na miejscu okazalo sie, ze Dublin jest calkiem ladnym miastem, nie bylismy jedynie przygotowani, ze bedzie tu pizdzic jak w kieleckim.

Po obfitej strawie w tutejszej wegetarianskiej knajpce z indyjskim zarciem, udalismy sie do klubu. Pierwszy zespol, ponoc chluba irlandzkiej sceny- ONLY FUMES & CORPSES wypadl naprawde niesamowicie. Emocjonalnie, z punkowym pazurem, mnie osobiscie przywodzili troche na mysl Modern Life Is War. Kolejni zamontowali sie 20 BULLS EACH. Delikatnie meczyli bule, mialem wrazenie, ze nie do konca byli przekonani czy chca grac punk rocka czy nu metal. Niektore kawalki brzmialy jak pozna Toxoplazma i te podobaly mi sie najbardziej, inne chcialy brzmiec(bez powodzenia) jak Sick Of It All. Trudno mi odgadnac inne inspiracje, ale nie do konca rozumiem muzyke tego bendu. No i stalo sie. Na scenie, z nastrojowa muza w tle pojawil sie Tom Capone a zaraz za nim reszta skladu, z ktorego tylko perkusista- Mackie i niesamowicie charyzmatyczny wokalista John Joseph sa oryginalnymi czlonkami Cro-Mags.

Set zaczal sie slowami JJ- „it's good to be home", jako ze ojciec Josepha byl emigrantem z Belfastu. Slowa te i nastepujace zaraz po nich dzwieki rozpedzily emocjonalny walec, ktory hitami takimi jak World Peace, Survival On The Streets, We Gotta Know, Hard Times, Malfunction czy coverami Bad Brains przetoczyl sie po nas, wgniatajac wszystkich w klubowa podloge. Nie tylko znakomity performance ale i swietna konferansjerka JJ sprawily, ze CRO-MAGS jak dla mnie jest w tej chwili w zdecydowanej czolowce zespolow koncertowych. Slowa Johna, ze hardcore punk, to nie jest muzyka lansowana przez stacje TV i koncerny muzyczne, tylko cos prawdziwego, prosto z serc, niosacego ze soba pewien przekaz, wartosci, utwierdzily mnie w przekonaniu, ze dokonalem wlasciwego wyboru przyjezdzajac tutaj. Szczegolne wrazenie zrobilo na mnie stwierdzenie, ze bezsensowne jest gdy ludzie spiewaja na koncertach teksty, nie zastanawiajac sie nad ich znaczeniem(po czym wsrod singalongow wyroznil sie Freestyle prawie w calosci zlozony z polskich przeklenstw, cos w stylu „bo to kurwa jest kurwa kromags kurwaaaa") Niemniej jednak po niemalze godzinie zajebistej muzy i niemniej porywajacych slow o rewolucji jaka powinien niesc za soba hc punk i kilku niezbyt pochlebnych wypowiedziach na temat Busha, Blaira czy innych „rzadnych wladzy skurwieli", bylo mi cisgle malo. Bez kitu. O ile podczas wiekszodci wystepow, nawet bardzo dobrych zespolow, po jakis 30 min, odczuwam znuzenie, Cro-Mags moglby jak dla mnie grac jeszcze ze trzy takie sety.

Po koncercie zostalismy otoczeni troskliwa opieka naszych dwoch polskich ziomkow zamieszkujacych w Dublinie, ktorym notabene serdecznie dziekujemy. Po niecalych trzech godzinach snu musielismy zbierac sie na poranny autobus do Cork. Pomimo zawalonej nocki, spedzonej na podlodze(co prawda w duzej mierze z wlasnego lenistwa)i w sumie ok. 9 godzinach spedzonych w autobusie, z pelna odpowiedzialnoscia mowie- bylo warto jak diabli.




"Government Flu"



Chyba kazdy z nas ma slabe dni, prawda? Kiedy sluchajac Dead Kennedys wpatrujesz sie w okno a w glowie buzuje Ci jedna mysl - ja pierdole... co za pokurwiony swiat...

Czy nie jest tak, ze jestesmy jedynie ludzmi, udupionymi wlasnymi slabosciami i czasami mamy poprostu ochote polozyc na to wszystko laske..? Zamiast cisnieniowac sie przy TVN24 wrzucic sobie Lige Mistrzow. Niektorzy to portafia. Czasami im zazdroszcze. Bywam zly na siebie, za to swoiste poczucie misji, za probe Don Kichotowskiej walki ktorej zdaje sie wygrac nie moge. Czy nie latwiej zabrac poprostu dupe w garsc i popedzic tam gdzie wladza nie dzieli sie na dwie jednojajeczne czesci i gdzie edukacja nie jest zdominowana przez homofobiczna paranoje. Nie potrafie jednak. Nie wiem, moze jednak ten specyficzny dreszczyk emocji(zabronia demonstracji czy nie, bedzie koalicja czy przedterminowe wybory itd.)to cos, co mnie kreci.

No wiec mysle sobie- jak to k.. jest: mamy jeszcze swiezy(choc18-sto letni, wiec juz poniekad dorosly)system demokratyczny a ja nadal czuje sie bezsilny. Jak to jest, ze wladze w naszym kraju sprawuje rzad przez tylu potepiany. Przeciez powninnismy miec wlasny rzad, nasz, przez nas wybrany i dla nas sprawujacy swoje funkcje. Jako nasz przedstawiciel, nie kat. Wiec ja sie zastanawiam, jesli to nie nasz rzad to czyj on jest? Kto do cholery go wybrac? Przeciez Radio Maryja nie ma tylu sluchaczy, nie moze zdeterminowac kierunku w jakim podaza nasz kraj. Dobra, powiem to. Moze dlatego, ze przeszlo polowa spoleczenstwa poprostu olala wybory. I nie powiem, zebym nie mial w tych ciezkich chwilach odrobiny do nich zalu. Mam, owszem, ale o wiele wiecej mam dla nich zrozumienia.

Przez te osiemnascie lat wolnych elekcji i roszad na wysokich stolkach, nie bylo w--asciwnie nic wiele ponad szarpanine pomiedzy szakalami, które rok 89 uznaly za poczatek okresu lowieckiego. Sklamal bym, ze przez ten czas nic nie osiagnelismy i do niczego nie doszlismy, ale biorac pod uwage mniej lub wiecej populistyczna retoryke szarpiacych ochlap wladzy partii-od prawa do lewa, w zestawieniu z ich osi--gnieciami, a z drugiej strony z aferami jakie wszystkim im towarzyszyly, doskonale rozumiem rozczarowanie. Rozczarowanie ludzi, ktorych reprezentowali. Ludzie obrazili sie na demokracje, bo Polacy calkiem jak Szkoci - dasac sie lubia.

To co w Polsce pozostalo z grubsza niezmienne od 89, to relacja pomiedzy rzadzacymi a rzadzonymi. Bo nie czarujmy sie, poza tym ze raz na jakis czas czesc z nas wrzuci do urn swoje glosy, to relacja pozostala iscie komunistyczna: Wladza-Lud. A poniewaz kazda z dochodzacych do zloba ekipa na dzien dobry przejmuje publiczna telewizje i zaskarbia sobie serca czesci opiniotworczej prasy, prosze-przez nastepne cztery lata hulaj dusza, jestesmy bezkarni. We Francji np. relacja ta wyglada troszke inaczej. Ta doza bezczelnosci ludzi u wladzy jest nieporownywalnie mniejsza. Niech ze tylko przeskrobia cos, nie po mysli swoich(i nie swoich) wyborcow, a prasa nie zostawi na nich suchej nitki. Francuzi slyna chyba z tego, ze protestuja. Lubia to widocznie, moze takie hobby, ale jakze wymierne korzysci daje.. Jezeli wladza boi sie ludu, wtedy mozemy mowic o demokracji, jezeli lud przez wladze jest zatraszony, to mamy powrot do lekko zawoalowanego autorytaryzmu.

Ale jakze tu nie byv bezczelnym, gdy wyborcy pamietliwi nie sa i wybaczyc potrafia. Karierowi politycy, co druga kadencje prewencyjnie zmieniajacy partyjne barwy. Male partie nie mogace sie przebic przez sciane kolesiostwa i kombinatorstwa. Moze jakas rotacja by pomogla? Byles u wladzy? Zawiodles? Ban! Wracaj na role w Zielnowie!

Brak komunikacji pomiedzy spoleczenstwem a jego polityczna reprezentacja, to kolejny rodzacy arogancje w szeregach rzadzacych grzech przeciwko demokracji. No nie dziwota, ze premier nie widzi potrzeby zapytania ludzi czy chca miec amerykanskie rakiety u siebie w ogrodku, skoro poza nielicznymy wyjatkami ludzie nie widza potrzeby by wyrazic swoja dezaprobate(o ktorej przeczytac mozemy jedynie w badaniach CBOS).

Tez czasami czuje, ze to mnie przerasta. Ale mowia, ze negatywna postawa przyciaga negatywne zdazenia. Poza tym skoro "ludzie ludzia zgotowali ten los" to i ludzie moga go chyba ogarnac.

(ok. listopad 2006)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz