środa, 12 stycznia 2011

Forced Fitness

Ponieważ wraz z upływem lat trudniej pozbyć się dodatkowych powierzchni ciała, od jakiegoś czasu konsekwentnie wywiązuję się z postanowienia porannych ćwiczeń, sporadycznych - póki co, wypadów na basen, ewentualnie okazjonalnych biegów (zazwyczaj w drodze powrotnej z segregowania śmieci). Ponieważ efekt, równoważony wegańskimi przysmakami, jedzonymi do wieczornych seansów filmowych nie był do końca zadowalający, postanowiłem również ograniczyć nieco spożycie tych wszystkich pyszności, szczególnie w godzinach wieczornych. 
Po raz pierwszy od dawna (od czasów kiedy praktykowałem głodówki oczyszczające) dopuściłem do sytuacji gdy odczuwałem głód. I tak kładąc się późnym wieczorem do łóżka, z pustym już żołądkiem, reakcja moich kiszek była na tyle agresywna, że długo nie potrafiłem zasnąć, walcząc ze sobą by nie dopaść do drzwi lodówki..
Zapewne nie jestem najbystrzejszym niedźwiadkiem w lesie, niemniej mam swoje przemyślenia i tak w tym momencie łatwo uświadomić sobie jak często trywializowany jest problem głodu - poprzez płytkie wynurzenia kandydatek do tytułu Miss World, patetyczne hasła rewolucyjne i codzienne truizmy dotyczące marnowania jedzenie przez kraje rozwinięte. Przykro jest myśleć jak wielu ludzi codziennie zasypia i budzi się z uczuciem głodu nie pozwalającym trzeźwo myśleć, a co gorsza bez perspektywy na napełnienie żołądka. Sporo gorzkiej prawdy jest również w twierdzeniu, że mała część ludzkości żyje ponad swoje naturalne potrzeby, konsumując więcej niż musi (a często więcej niż może), podczas gdy cześć pozostała jedzenie musi traktować jako rarytas. 
Trudno mówić o sprawiedliwości społecznej i uczciwej konkurencji wobec całych połaci kontynentów, w historycznej perspektywie rozwoju tzw. zachodniej cywilizacji dobrobytu, postępującego w dużej mierze kosztem niewolniczej pracy, podbojów oraz wyzysku regionów pozostawionych daleko w tyle. Polegając na zasadach rynkowych, dla których głównym priorytetem jest zysk, ciężko tę ogromną dysproporcję zmniejszyć, i takim oto paradoksem rolnicy pracujący na plantacjach owocowych np. na Filipinach, codziennie zbierając tony pożywienia, tanio sprzedawanych bogatym mieszkańcom Europy i Ameryki Północnej, sami - wraz ze swoimi rodzinami, przymierają głodem. Dodatkowym problemem dotykającym - znowu głównie mniej rozwinięte regiony, ale w efekcie cały glob, to skutki ocieplania się klimatu (powodzie, susze, nienaturalne cykle). O ile świat zachodni jest przeważnie w stanie przyjąć na siebie ciężar rosnących cen żywności, o tyle brak lokalnych zasobów i rozwiniętej gospodarki, może być dla wielu społeczeństw tragiczny w skutkach.
Paradoksalnie, w pewnym uproszczeniu do ocieplenia klimatu przyczyniła się również ludzka nadkonsumpcja (przemysł hodowli zwierząt, jest głównym trucicielem, pod względem CO2 wydalanym do atmosfery, dodajmy do tego procesy produkcyjne żywności wysoko przetwarzanej, miliardy ton surowców przetwarzanych na opakowania czy wreszcie tony odpadków które po sobie pozostawiamy).
Poza wzdychaniem na myśl o nieszczęściu ludzi głodujących, warto pomyśleć jaki sami mamy w tym udział. Zapewne samo wsparcie dla inicjatyw takich jak Fair Trade, Call+Response czy Shared World nie rozwiąże problemu głodu na świecie, ale  bojkot i bycie świadomym konsumentem na pewno ograniczy nasz wkład w pogłębianie się tej społecznej przepaści i da sygnał międzynarodowym korporacjom, że empatia również może być opłacalna..



Czysta Krew

Nie dziwi mnie już szczególnie pojawianie się tego typu "poglądów" w środowiskach małomiasteczkowej, zakompleksionej młodzieży bez większych perspektyw na przyszłość. Zawsze pozostawała we mnie nadzieja, że kretyni z tego wyrosną i w najgorszym razie zostaną umiarkowanymi wyborcami LPR. Natomiast powyższa decyzja poważnej, państwowej instytucji zaufania publicznego, jaką jest sąd, wprawia mnie już w poważną konsternację.


Okresy kryzysów zwykle były świetną pożywką dla ksenofobicznej retoryki podlanej populistycznym sosem, ułatwiającym zlokalizowania wroga - kogoś, kogo za swoje nieszczęście można obwiniać. I tak jak grzyby po deszczu pojawiali się przy okazji wallstreetowego krachu radykalni krzykacze walczący o społeczne mandaty - od angielskich nacjonalistów po amerykańskie Tea Party. Retoryka obarczająca za wszelkie niepowodzenia lokalne mniejszości narodowe, nie ominęła również "poważnych" przywódców jak Silvio Berlusconi czy Nicolas Sarkosy.
Polityków o podobnych skłonnościach można by wymieniać w nieskończoność. Ważne dla demokracji jest natomiast to, aby na odpowiedzialne stanowiska administracyjne nie dopuszczać podobnych frustratów z małym rozumkiem, bo w zestawieniu z poczuciem władzy, mogą stworzyć nieckę z gównem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz