Po przebudzeniu udaliśmy się do vana, gdzie dla bezpieczeństwa sprzętu noc spędził nasz dzielny kierowca - Słoma (dla wielu znany jako gitarzyta Infekcji). Obawy okazały się słuszne, jako że z ralacji Słomy wynikało, iż noc na warszawskim parkingu, może obfitowac w masę ...hmm.. emocji. Ok 2 w nocy, pasem parkingowym, na którym stał m.in. nasz van, skaczac po dachach znajdujących się na ich drodze pojazdów, przemaszerowała grupa podrostków. Nasza kolubryna wydała się im najwidoczniej nielada wyzwaniem, ale przygotowanego już do starcia Słomę uratował niefart jednego z poszukiwaczy przygód spadajacego z dachu wcześniej zaparkowanego pojazdu. Po godzinie ekipa wracając na "poprawki", znowu upatrzyła sobie vana. Tym razem trochę ochłonęli słysząc w środku rezydenta. Nielada szokiem również okazało się dla nich pytanie naszego kierowcy, wychylajacego się z nienacka przez okienko : "chcieliscie coś zrobić z samochodem?"
Po odwiedzeniu osiedlowego baru mlecznego, co dało sporo kolorytu naszemu porankowi w stolycy, pojechaliśmy zebrać resztę, spiącej w innych lokalizacjach ekipy i ruszylismy w stronę Wrocławia. Po długiej, lecz niezwykle wesołej podróży, dotarliśmy do CRK, gdzie wyładowalismy sprzęt, zjedliśmy pyszną, wegańską kolację i napiliśmy się kawy.
Koncert wypadł bardzo ok, zarówno my jak i Identity zaserwowalismy solidny w mojej opinii set, ludzie natomiast najwyraźniej pozostawili sobie siły na Daymares, którzy nota bene również konkretnie przypierdolili.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz