sobota, 7 września 2013

Punkowy postęp.

Kiedy w okresie swojego młodzieńczego buntu natrafiłem na punkrocka, choć nie było to 100 lat temu, czasy te wydają się dosyć archaiczne. O zespołach dowiadywałem się nie z SoundClouda a od starszych kolegów. Muzyki nie sprawdzałem na Bandcampie, tylko na starej, komunijnej wieży mojego kuzyna, a tych lokalnych - które nie mogły liczyć na wydanie kasety, mogłem posłuchać jedynie na koncertach. Co prawda podróżując pociągiem rownież mogłem posłuchać ulubionych kapel, ale nie na iPodzie, tylko na walkmanie, gdzie przekleństwem były kasety kapel, które nagrywały na cały album tylko dwie chwytliwe piosenki - rozlokowane w zupełnie innych miejscach "płyty". Z uwagi na brak narzędzi - dzisiaj oczywistych, takich jak internet (czy nawet komputer, nie licząc Commodore), granie w kapeli też nie było łatwą alejką. Nie dało się poprostu założyć Myspace i zaprosić znajomych. Trzeba było ich zapraszać do garażu/próbowni, gdzie prezentowałeś swoją niesamowitą twórczość, ewentualnie nagrać ją poprzez magnetofon kasetowy, gdzie wychodziły, wcześniej nie słyszalne na próbach braki...
Przełom wieku okazał się przełomem dla sceny - wraz z dostępem do tematycznych czatów, irców i forów internetowych (pamiętne forum Sunrise, czat Animal-Liberation..), zyskiwanie nowych kontaktów, wspólne wyjazdy na gigi/festiwale, czy nawet granie eksportowych (w skali kraju) koncertów, okazało się niebywale łatwe.




Wraz z nadejściem portali umożliwiających promocję swojej twórczości, zniknęła potrzeba dawania wiary "na słowo" - "stary, gramy hardcore w stylu Warzone spotyka Sick Of It All"... Dostęp do muzyki (mp3, online streaming) zabił nieco sprzedaż płyt (i kaset), zabił rownież potrzebę utrzymywania kontaktów ze starszymi kolegami, (by "poznać i pożyczyć jakieś kasety"). Młode kapele mają naprawdę niezły start - są po pierwsze o wiele bardziej osłuchane (dostępność muzyki), mają nieco lepszy sprzęt i nie potrzebują zbierać latami na studio, zeby nagrać pierwszą płytę. Pomimo wszystkich tych narzędzi i ułatwień, które koniec końców cenię, brakuje w tym wszystkim pazura, autentyczności gdy undergroundowa twórczość nie musiała dorównywać poziomem do znienawidzoznego wówczas meinstreamowego produktu. Mogło być krzywo i rzężąco - istotne było prosto z serca płynące wkurwienie.


- Posted using BlogPress from my iPad

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz