piątek, 20 września 2013

13 Lat

Za kilka dni minie dokładnie 13 lat od kiedy po raz ostatni raz napiłem się alkoholu. Pamiętny dzień reprezentuje blizna na moim podbródku. Blizna, nie będąca powodem dumy, ni wstydu. Czas wzmożonych libacji i długoterminowych intoksykacji, wspominam raczej z uśmiechem. Sporo ówczesnych przygód wywołuje we mnie sentyment. Chciałbym też powiedzieć, że wszelkie nawiązane wówczas przyjaźnie przetrwały próbę czasu i nie odstają w swojej wartości od tych aktualnych - urodzonych na trzeźwo. Wbrew nadzieją niestety, spora część tych "przyjaźni" okazała się opartą głównie na wspólnej najebce i wyparowała z resztkami toksyn. Niemniej, będę sprawiedliwy - wiele straight edge brotherhood znajomości kończyła się na przestrzeni tych 13 lat równie szybko, najczęściej wraz ze złamanymi X-ami. Płytkie relacje, co dosyć oczywiste, nie są domeną alkoholowo-narkotykową, a raczej pewną emocjonalną niedoskonałością charakterów ludzkich.



Pamiętam posiadaczy szklanych kul widzących moją najbliższą przyszłość,  jak zapewniali mnie słowami "przejdzie ci", tym czasem, cóż - ku ich rozczarowaniu, nie przeszło. Motywacje stojące za moją - nazwę to szumnie, deklaracją (popartą kilkoma tatuażami, więc drogą i bolesną do złamania), nadal mi przyświecają, choć - co chyba zupełnie naturalne, sporo się w tym czasie nauczyłem. Mimo, że straight edge był i jest dla mnie idealnym narzędziem do utrzymywania umysłu ostrym niczym brzytwa mojego dziadka, będącym w stanie analizować i zmieniać rzeczywistość wokół mnie, pewien jestem, że tak jak nie dla każdego trzeźwość umysłu jest gwarancją bystrości i zaangażowania, nie jest również warunkiem koniecznym aby te atrybuty intelektualne posiadać.

Z drugiej strony, postanawiając olać upojny i upalny styl życia, który stawał się dla mnie coraz mniej atrakcyjny, czy wręcz niebezpieczny, byłem sam. Potem było nas dwóch. Potem czterech - nigdy natomiast nie był to odruch stadny. Być może z tego powodu, w roku 2013 AD, kiedy to 90% moich przyjaciół od abstynencji wolało by chłostę, a koncerty edge-owych kapel nie mają już niestety tej energii, którą miały choćby 10 lat temu, mnie nadal zależy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz