Cóż, dzień drugi nie był zbyt ekscytujący. Rano Łukasz zakończył pracę nad ścieżkami gitarowymi, po czym nastąpił Szymon i jego basowe szaleństwa. Ok 16 dopadł nas głód, wybraliśmy się więc do okolicznych "budek" w poszukiwaniu jedzenia. Wschodnia strona Wisły, to ta bardziej mroczna część Warszawy, gdzie określenie "Polska B" nabiera zupełnie realnego znaczenia. Po zamówieniu 4 porcji "riziu z waziwami" okazało się, iż ów "riż" nie jest wyłącznie z warzywami, a w bonusie pojawiło się również jajeczko. Koniec końców zjadłem kapustkę i zasadniczo pozostałem głodny. 20 minut przed planowanym końcem sesji, dosyć niespodziewanie udało mi się nagrać wokale do jednego z kawałków, tak więc w niedzielę nie muszę zaczynać "od zera".
Wieczorem pod dużą presją mojego żołądka namierzyliśmy dwie budki z falafelami, gdzie zaspokoiłem głód. Po spotkaniu kilkorga znajomych klasycznie wróciliśmy na mieszkanie Łukasza, gdzie wskoczyłem w śpiwór i starałem się dokończyć rozpoczęty poprzedniego wieczora film - "Soylent Green" z młodym jeszcze Charltonem Hestonem, a chłopaki dogorywali oglądając teledyski na YouTube.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz