piątek, 2 października 2020

Dlaczego biegniemy szybciej niż kiedykolwiek a licznik stoi w miejscu?

Dlaczego biegniemy szybciej niż kiedykolwiek a licznik stoi w miejscu?


Marzec 2020 - świat zadrżał w obliczu widma pandemii COVID-19: grypopodobnego wirusa, który w ekstremalnych przypadkach zarażenia, grozi poważnymi powikłaniami, nawet śmiercią. Z dnia na dzień ludzkość przypomniała sobie kilka podstawowych zasad higieny a sklepowe półki zaczęły wyglądać jak sceneria apokalipsy zombie. Jak więc udało się zmobilizować miliony ludzi do panicznych czasami działań w obliczu zmutowanej grypy, od lat nie udaje się natomiast w związku z potencjalną zagładą cywilizacji jaką znamy? Kryzys klimatyczny, bo to on właśnie jest aktualnie największym zagrożeniem dla wielu gatunków zamieszkujących tą planetę (w tym dla homo-sapiens), w przeciągu najbliższych kilkudziesięciu lat spowoduje masowe i kaskadowe wymieranie organizmów, susze, migracje, choroby, wojny..


Zeszły rok przyniósł nam imponujący wynik 3200 miliardów ton CO2, to niemal 150% więcej niż w epoce przedprzemysłowej - wiemy już, że to my generujemy problem, mamy również dosyć precyzyjne wytyczne co zrobić żeby to turlanie się w przepaść wyhamować. Co sprawia w takim razie, że nie działamy tak sprawnie jak w obliczu Koronawirusa? Przekaz.




Pozytywny trend


O ile w przypadku postępującej pandemii ładowani jesteśmy jasną informacją: wirus jest groźny, rozprzestrzenia się błyskawicznie i musimy działać radykalnie by się przed nim uchronić, kryzys klimatyczny komunikowany jest w zupełnie innym tonie.

Po pierwsze - przez lata informacja o stanie naszej atmosfery były blokowane przez wpływowe organizacje, których przetrwanie uzależnione jest od utrzymania wysokiego poziomu zużycia paliw kopalnych. Od lat 80 korporacja naftowa Exxon Mobile miała jasne dowody potwierdzające naukowy konsensus o antropocentrycznym wpływie na ocieplający się klimat, jednak inwestowali grube miliony aby fabrykować wątpliwości. 

30 lat później sytuacja zaczyna się zmieniać. Zarówno korporacje naftowe przyznają, że problem istnieje, żeby było tego mało - angażują się w walkę ze skutkami kryzysu. W przeciągu 5 lat zdarzyło się coś o czym 20 lat nie mogłem marzyć - w telewizji pojawiają się reklamy wegańskich produktów, sklepy wielkopowierzchniowe promują wielorazowe torby i opakowania, a sklepy odzieżowe zwiększają zwiększają swój asortyment z bio-materiałów. Biorąc do ręki pierwszy lepszy produkt, po kilku sekundach możesz ocenić czy jest wegański, wytworzony w zrównoważonych warunkach i z ekologicznych materiałów. “Głosuj portfelem” - etos idei bojkotu konsumenckiego i świadomych zakupów wreszcie wszedł na salony i święci triumfy.


Czy na pewno?


Jaki efekt przyniosła nam ta konsumencka rewolucja? Przy takiej mobilizacji powinniśmy zabezpieczyć już przyszłość dla naszych dzieci. Czy można zatem wyłożyć nogi na kawowy stolik i zapalić kubańskie cygaro? No nie bardzo. W 2009 światowi liderzy założyli na bazie istniejących modeli klimatycznych, wzrost temperatury o 2 stopnie Celcjusza (w stosunku do epoki przedprzemysłowej). Model z roku 2015 finiszuje już na 6 stopniach Celcjusza. Przy obecnym poziomie emisji gazów cieplarnianych, krzywa temperatury do roku 2100 cały czas dynamicznie rośnie.


Greenwashing - czyli business as usual


W wiodącym aktualnie paradygmacie ekonomicznym, jeżeli coś zwiększy wartość firmy dla akcjonariuszy, trzeba to zrobić. Jeżeli jest zatem popyt na “zielony biznes”, motywowany troską o świat w którym żyjemy, trzeba to przepakować i sprzedać. 

Wspomniany wyżej Exxon Mobile, wpisując się w zielony trend deklarował ambitne inwestycje w nowoczesne technologie, ograniczające emisje gazów cieplarnianych, niestety audyt przeprowadzony chwilę później, wykazał…ich wzrost. 

“Zrównoważony” to również ostatnio drugie imię szwedzkiego giganta odzieżowego H&M. Firma deklaruje, że do roku 2025, 100% jej produktów powstanie z materiałów pozyskanych i powstałych w zrównoważonych warunkach. Pomóc ma w tym między innymi program zwrotów zużytych ubrań. Niemniej wszystkie ich starania bledną nieco w obliczu nadprodukcji o wartości 4,3 miliardów dolarów, co ciągle solidnie nadwyręża zasoby wody i podnosi emicję CO2 (przemysł odzieżowy odpowiada za ok 8% emocji tego gazu). Ciężko mówić o zrównoważonym rozwoju, gdy główną miarą sukcesu w dalszym ciągu jest bezgraniczny wzrost produkcji i sprzedaży…





Rewolucja


Konsument w XXI wieku jest świadomy: marki, etykiety, sposobu powstawania i dystrybucji. Nie jest jednak świadomy swoich potrzeb. Ten obszar zaopiekowany jest przez przemysł i marketing. Dowiadujemy się o swoich potrzebach z reklam, filmów, seriali, programów śniadaniowych, billboardów. Żyjemy w kulturze ekonomii push - czyli takiej, która wpierw produkuje towar, następnie generuje nań zapotrzebowanie. To co brzmi równie rewolucyjnie jak i… racjonalnie, to przejście w ekonomię pull - w której produkcja uzależniona jest od potrzeb. O tym jak rewolucyjny jest to pomysł, świadczyć może wypowiedź Karla-Johna Perssona - szefa wspomnianej H&M: “ograniczenie konsumpcji może będzie miało mały wpływ na środowisko naturalne, ale ogromny i katastrofalny efekt społeczny”. Serio?


Jak zrobić to mądrze?


Przede wszystkim zmieniając dotychczasową perspektywę: zarówno producentów jak i konsumentów.

Dotychczasowy priorytet bezrefleksyjnego zwiększania wartości firmy, mógłby zostać zastąpiony mądrym, społecznie i ekologicznie odpowiedzialnym rozwojem. Metoda push koncentrująca się na produkcji (a w efekcie często nadprodukcji) powinna zostać zastąpiona metodą pull, a perspektywa produktowców i marketingowców powinna zostać zastąpiona perspektywą konsumentów. Produkt powinien być wytwarzany zgodnie z potrzebami klienta, dobrze by jego jakość maksymalnie zbliżyła się do tej oczekiwanej przez odbiorcę, a ewentualny spadek zysków równoważony może być wykluczaniem marnotrastw (procesowych, magazynowych i nadprodukcyjnych).

Konieczna jest również zmiana postrzegania potrzeb przez samych konsumentów - czyli nas. Proces świadomych zakupów musimy kierować się drogowskazami:

  • czy jest mi to potrzebne
  • czy kupuję optymalną ilość
  • czy mogę to pożyczyć
  • czy kupuję produkt dobrej jakości, wytwarzany w zrównoważonym środowisku i z materiałów możliwie neutralnych dla natury i zdrowia

Celem powinno być to, abyśmy nauczyli się czytać własne potrzeby i możliwie precyzyjnie na nie odpowiadać. Wszystko, poza zużytymi/zepsutymi przedmiotami, co wyrzucamy (żywność, reklamówki) lub wrzucamy do szafy i o tym zapominamy, jest marnotrastwem. Idealnie było by skupić się na wykluczeniu tego z naszych planów zakupowych.



No to jak z tym Koronawirusem?


Nie do końca potrafię wyjaśnić z jakiego powodu informacja o zagrożeniu pandemią sprawia, że bez marudzenia stosujemy się do zaleceń służb sanitarnych - unikamy miejsc publicznych, myjemy ręce po każdym wyjściu z domu, przełykamy odwołanie hokejowych playoffów, z drugiej strony informacja, że hodowla zwierząt jest dominującym kontrybutorem w ocieplaniu klimatu nieco po nas spływa i wcale masowo nie rezygnujemy z produktów zwierzęcych w naszej diecie. Być może przekaz w tym pierwszym przypadku jest znacznie mniej rozmyty niż w przypadku kryzysu klimatycznego? Może zagrożone zyski dużych korporacji są znacznie mocniejszym motywatorem niż perspektywa katastrofy ekologicznej? 

Myślę, że problem jest systemowy - dopóki dla oceny dobrostanu społeczeństwa posługujemy się przestarzałymi wskaźnikami (Produkt Krajowy Brutto - czyli PKB czy też GDP), dopóty wiodącym paradygmatem będzie dbanie o ciągły wzrost - produkcji, zysków a co za tym idzie marnotrastw, zanieczyszczeń, CO2, metanu itd. Myślę, że w odpowiedzialności światowych rządów i wiodących ekonomistów jest przekierowanie uwagi na znacznie bardziej wymierne wskaźniki, np Gross National Happiness (GNH) czyli Szczęście Narodowe Brutto (wiem, w tłumaczeniu nie brzmi najlepiej). Wskaźnik ten prócz dobrobytu materialnego (który zresztą jest bardzo subiektywny) mierzy również:

• zdrowie

• samopoczucie psychiczne

• środowisko

• witalność kulturowa

• witalność wspólnoty

• zarządzanie

• bilans czas

• edukacja


Żyjemy przeładowani, przebodźcowani, zarzuceni obowiązkami co utrudnia nam zwolnienie, rozejrzenie się i refleksję czy to co robimy ma jakiś głębszy sens. A być może rozwiązanie jest właśnie tak proste - przestańmy robić rzeczy, konsumować dobra i organizować sobie czas nie mając przekonania, że to sensowne.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz