niedziela, 29 stycznia 2017

Bezcelowe Dywagacje Polityczne

Co wybory  naszych liderów mówią o nas samych? Czy faktycznie są oni odbiciem naszej kolektywnej świadomości, albo przynajmniej świadomości tych, którzy do tej roli ich powołali? Było by to pewnie wygodne uproszczenie, dające zarówno oponentom jak i zwolennikom oręże łatwej klasyfikacji całych grup wyborców. Tymczasem wydaje się, że elektorat Prawa i Sprawiedliwości, Platformy Obywatelskiej czy jakiejkolwiek innej partii nie jest jednolitą masą o identycznych motywacjach i oczekiwaniach, a próba takiego uproszczenia to nic innego jak mechanizm myślenia stereotypowego.

Nie ma wątpliwości, że tendencje w polityce europejskiej oraz amerykańskiej w obecnym czasie są skoncentrowane wokół reakcyjnego, konserwatywnego, a często ksenofobicznego nurtu. Niemniej stwierdzenie, że jest to wynik upadku wartości postępowych czy też porażki mało wyrazistych i konsekwentnych środowisk lewicowych, będzie tylko małą częścią prawdy. Tak jak nie da się w łatwy sposób sklasyfikować wyborców danej formacji, nie sposób też wskazać jednej przyczyny (i ewentualnego remedium na nią) tego stanu rzeczy. Najpierw trzeba by rozdzielić motywacje ludzi czynnie uczestniczących w procesach politycznych - na emocjonalne i merytoryczne. Przeważnie w podejmowaniu decyzji towarzyszą nam wszystkim obydwa elementy, niemniej w różnych stosunkach. Biorąc pod uwagę trend memoizacji i infantylizacji przekazu (przy okazji kampanii wyborczych ale również w czasie sankcjonowania, czy też podważania - w przypadku opozycji, rzeczywistości powyborczej) mniemam, że większość odbiorców komunikatów, to ludzie kierujący się głównie emocjami. Tak przynajmniej obstawiają spin doktorzy, co szczególnie widać było w wyborach prezydenckich w USA, gdzie urząd objął gość najpopularniejszy, najgłośniejszy i działający według marketingowej maksymy: "nieważne jak mówią, byle by mówili". Krótkie i proste zabiegi retoryczne ("pozbędziemy się imigrantów", "wysuszymy bagno", "rozbijemy układy"), nazywane czasami "populizmem", zdecydowanie trafiają w emocje i o ile nie zostaną przeanalizowane przez rozum, w łatwy sposób polaryzują odbiorców. Część - zazwyczaj zmęczona status quo, bez namysłu podda się nośnym hasłom, inna część - zrażona hasłami godzącymi w ich wartości, przeciwnie. O ile postać Trumpa może być łatwiejsza do klasyfikacji - z racji na pewnego rodzaju dystynkcję jaką niesie ze sobą amerykański urząd prezydenta i tego jak bardzo postać popularnego biznesmena z niewyparzoną gębą i totalitarnymi zapędami do niej nie przystaje, o tyle różnice pomiędzy dwoma największymi obozami politycznymi w Polsce mogą pozostawiać więcej odcieni szarości.
Przechodząc do drugiej grupy uczestników życia politycznego - tych rządnych informacji merytorycznych, sprawa wydaje się nieco komplikować. Szczególnie z perspektywy partii, która chciała by ze swoim programem wpisać się w potrzeby społeczne, ucząc się ich na podstawie wyników ostatnich wyborów. Klasyczny rozdział (lewica - prawica) wydaje się nie mieć zastosowania w przypadku partii, które (nawet jeżeli na poziomie deklaratywnym tylko) są jednocześnie postępowe społecznie (czyli klasycznie kojarzone z lewicą) a liberalne gospodarczo (klasycznie konserwatywna polityka fiskalna kojarzona z prawicą), lub odwrotnie. Być może rozdział dwuosiowy (Lewica, Prawica, Populiści, Libertarianie) bardziej przystaje do czasów w których żyjemy, wydaje mi się jednak, że ilość informacji i zmiany społeczno-gospodarcze przed jakimi stoimy generują nieco inny rozdział:

  • Widzów - którym do podjęcia decyzji wystarczy dobry spektakl i nośne hasła
  • Analityków - którzy przed podjęciem decyzji przeanalizują program wyborczy, wycieki z WikiLeaks, stos artykułów z portali internetowych i raporty finansowe kandydatów
  • Wiernych Wyborców - którzy od lat głosują na swoją partię, niezależnie jaki program i jakie hasła aktualnie ona promuje
Jak pisałem wyżej, każdy z nas może mieć cechy ze wszystkich tych grup, tyle że w różnym stopniu dominujące nasz proces decyzyjny.
Na pytanie w jaki sposób politycy powinni reagować na tak zróżnicowany profil wyborców, nie ma chyba dobrej odpowiedzi. Być może autentyczna propozycja wartości, w które sami wierzą, podana w przejrzystej i rzeczowej formie ma największą szansę na to, by każde z ugrupować zbudowało swój własny elektorat. Aktualna taktyka generowania strachu, tworzenia medialnego show sprawia, że często rozsądni ludzie podejmują mało rozsądne decyzje.  Jednocześnie zdaję sobie sprawę, że w dobie społecznych zawiłości, triumfu bezsensownej w polityce roli spin doktorów i ludzkiej tendencji do stereotypowania, to jest naiwne myślenie życzeniowe porównywalne z tym, abyśmy wszyscy byli szczęśliwi, piękni i bogaci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz