sobota, 11 czerwca 2022

Szczęście

Trochę Seneki i trochę Churchilla


Obecnie po Ziemi stąpa 7,9 miliarda ludzi. Każda z tych istot, to indywidualna tożsamość, zbiór marzeń i ambicji. Wszystkie, blisko 8 miliardów umysłów, zgodnie z piramidą Maslowa, pragną również uznania. 
Sukces dorobił się conajmniej kilku definicji, przez wielu jednak nadal utożsamiany jest z obrazowym wspięciem się na szczyt, zostaniem zauważonym, podziwianym. Z tej perspektywy, na osiągniecie sukcesu, wspięcie się na szczyt i wbicie flagi, statystycznie - pozwolić sobie może około 10% z nas. To potencjalnie lokuje pozostałe przeszło 7,8 miliarda gdzieś na oblodzonych trudnościami i zanurzonych w nieszczęściu, ścianach góry. 

Kultura w której żyjemy, skazuje nas na myślenie w kategoriach: „jest miejsce na podium i są przegrani”, „zawsze bądź o krok przed pozostałymi”, „uczysz się po to by być najlepszym” itd. Ogniskujemy uwagę naszych dzieci na byciu lepszymi niż rówieśnicy, budujemy w nich przekonanie, że muszą „coś osiągnąć”, betonując jednocześnie przekonanie, że szczęście to coś co na nas czeka, gdy dotrzemy tam gdzie kierowana jest nasza ambicja. W efekcie zanim tam dotrzemy, mamy tego szczęścia niedostatek, skupiamy się przyszłości, która dla 90% nigdy nie nadejdzie. 
Potrzeba bycia docenionym, w świecie w którym doceniani są głównie artyści z wielkich scen, topowi managerowie, celebryci, sportowcy, to potrzeba trudna do spełnienia. Dla wielu niemożliwa. 
Oczekiwania które wpajają nam rodzice, nauczyciele, koleżeństwo, my sami, są toksyczną studnią, nieefektywnie pochłaniającą naszą energię i motywację, często wpędzającą nas  w poczucie frustracji, nierzadko w nałogi. Uczą nas koncentrować swoją uwagę na przyszłości, która mamy nadzieję nadejdzie i przyniesie coś, co przynieść przecież powinna, przepuszczając jednocześnie wszystko to, czego doświadczamy po drodze. 
Ciągłe porównywanie się z innymi, zabija potencjał zauważenia co jest prawdziwą wartością dla nas samych i bez końca oddala od nas perspektywę szczęścia. 

Bardzo lubię tą bluecollarową definicję sukcesu wg Churchila: „jest to umiejetność podnoszenia się po każdej porażce, bez utraty entuzjazmu”. Dorzucił bym swoją własna - sukces to stawanie się coraz lepszą wersją siebie, bez oglądania się na innych i z umiejętnością czerpania radości z każdego kroku tej drogi. 
Czasami warto olać efekt, jeśli proces nie daje satysfakcji. Zamień oczekiwania na nadzieje, skup się na rzeczach ważnych dla siebie, bądź przy tym służebny i pomocny dla innych, a na mecie nie będziesz miał sobie za złe, że Twoje życie nie miało znaczenia.



Jak zwiększyć poziom szczęścia 

Szczęście to stan emocjonalny, wyznaczający kierunek niemal każdej żyjącej istocie. Jest perspektywą napędzające nasze instynkty, dążenie do uczucia przyjemności, na poziomie świadomym regulującym nasze motywacje i plany. Jak zwiększyć poziom szczęścia? Najłatwiej zrobić  - w uproszeniu, identyfikując co daje nam szczęście - tj stanowi dla nas wartość, co nam go nie daje i skupić się na pozbyciu się z życia możliwie wielu rzeczy, czynności, a czasami … ludzi, którzy tej wartości nie wnoszą. Tym samym zwolnimy czas i uwagę na to co dla nas ważne. Gdzie jest pułapka? Unikanie nieprzyjemności to cholernie kaloryczne zajęcie, samo w sobie nie dające szczęścia, odwlekająca jego perspektywę i wzmacniające poczucie dyskomfortu. Życie usłane jest nieprzyjemnościami. Mniejszymi i większymi, takimi których da się uniknąć i takimi, których się nie da. Jak sobie z tym poradzić? Zaakceptować, że życie pełne jest przyjemności i nieprzyjemności. Nie uzależniać od nich swojego poczucia szczęścia i nie tracić czasu i energii na unikanie lub zdobywanie ich za wszelką cenę. Cieszyć się z przyjemności, akceptować nieprzyjemności, mając świadomość, że jedne i drugie przeminą, a po nich przyjdą kolejne. 


Dla mnie to działa. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz