środa, 16 września 2015

Nie chce mi się więcej dyskutować o imigrantach



Od niemal miesiąca, polski internet po brzegi wypełnił się opiniami specjalistów od bliskowschodniej polityki. Od idiotów, którzy uciekających przed wojną domową uchodźców, chcą wysyłać do obozów koncentracyjnych albo topić w morzu (nad kretynami prezentującymi podobne poglądy nie warto się pochylać), po strategów, którzy chętnie przyjęli by kobiety i dzieci, silnych zdrowych mężczyzn jednak, odesłali na front aby walczyli - niczym Polscy bohaterowie z popularnych t-shirtów noszonych przez patriotyczną młodzież, o wolność swojej ojczyzny. Taki pogląd, zdaje się być nacechowany arogancją i zupełnym niezrozumieniem sytuacji w Syrii i na Bliskim Wschodzie w ogóle.

Geopolityka, w wersji lite - nie trzeba wertować wiadomości wojskowo-politycznych by mieć podstawową świadomość tego, co aktualnie dzieje się np. w Syrii. Spoglądając na stronę Wikipedii można szybko zauważyć, że nie jest to wojna czarno-biała, tych złych z tymi dobrymi. Nie jest to wojna zgodna z wyobrażeniem polskich patriotycznych romantyków. Jest to konflikt, w który zaangażowanych jest wiele stron, często odmiennych kulturowo, religijnie czy etnicznie. Organizacje islamskie, Kurdowie, Szyici, Sunnici, Chrześcijanie, rebelianci, stronnicy al-Asada. Nawet będąc Syryjczykiem, odważnym i zdecydowanym ginąć za ojczyznę, miałbym chyba spory problem z tym, komu dać się zabić.
Aroganckie bohaterstwo - rozumiem, że zalew biało-czerwonych koszulek z Polską Walczącą przy akompaniamencie nośnych hip-hopowych hitów patriotycznych dodaje skrzydeł odwadze, ale porady kto i za co powinien umierać, z pozycji mieszkańca kraju plasującego się w czołówce najbezpieczniejszych i dostatnich państw świata, brzmi arogancko. Ludzi, którzy mają praktyczne pojęcie czym jest wojna, można by pewnie zebrać w jednej sali gimnastycznej większego liceum w Krakowie, reszta co najwyżej grywała w Medal Of Honor. Proszę więc - nie róbcie sobie wstydu.
Memy - popularne na Facebooku obrazki, naładowane bardziej emocjami niż logiką, to doskonałe narzędzie manipulacji, na podstawie którego powstaje szereg paszkwili publikowanych również w tzw. "prawicowej" prasie. Flaga ISIS wśród grupy uchodźców, zdjęcia agresywnych Muzułmanów taranujących europejskie granice - wystarczy przeciągnąć zdjęcie do okna wyszukiwania grafiki Google, ustawić datę sprzed 2015 i zobaczyć jakimi bzdurami karmi nas Internet, podsycając strach a w efekcie nienawiść.
Hidżra - czyli w tradycji Islamu ucieczka przez prześladowaniem i terrorem, przedefiniowana w Internetach jako sprytna strategia “inwazcji poprzez imigrację”. Oczywiście można swą paranoję popchnąć jeszcze dalej i wierzyć, że Tatarzy, żyjący w Polsce od czasów gdy nasza ojczyzna była jeszcze kolebką multikulturowości i tolerancji w Europie (ehh..), są uśpionymi agentami ISIS. Niemniej strach niemal 40 milionowego, nowoczesnego i bezpiecznego kraju przed niespełna 3 tysiącami (!) uchodźców, to jakiś obłęd.
Projekt Multikulti - marginalizacja mniejszości etnicznych i religijnych z jednej strony, strach przykrywany tzw “polityczną poprawnością” z drugiej, to nie jest najlepsza strategia na integrację kulturową. Błędy Francji czy Anglii mogą jedynie wzbogacić nasze podejście do tego ambitnego projektu. Mamy również tradycję Rzeczpospolitej Obojga Narodów, owocem której we wschodniej Polsce mieszkać może jeszcze  do 3 tysięcy (resztę w latach 40-tych zeszłego wieku, wybił wąsaty bohater części uczestników patriotycznych pochodów..) doskonale zintegrowanych Sunnitów. Nie słyszałem o Szariacie w Rzeszowie ani o zamachowcach-samobójcach w Białymstoku.

Rasizm, nacjonalizm, ksenofobia to różne określenia na jeden mechanizm. Mechanizm uproszczenia i uogólnienia. Sposób na dopasowanie skomplikowanej rzeczywistości do prostych, czarno-białych  szablonów myślowych. Uogólnienie, które wciska ludzi w ramy naszych wyobrażeń: Cygan - złodziej, Arab - terrorysta, Polak - cebulak. Tak jak ja nie czuję się szczególnie związany z ludźmi broniącymi krzyża na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie, tak zapewne prowadzący zagazowany po faszystowskiej demonstracji falafel Mahmoud Rai, nie czuje związku z libańskimi terrorystami.
Ten mechanizm, często wynikający z intelektualnego lenistwa, czasami z emocjonalnego impulsu, boli również przy okazji antyfaszystowskich, tolerancyjnych przyjaciół, którzy zapominają czasami, że brak szacunku dla ludzi narodowości polskiej (“cebulaków”) to po prostu forma nacjonalizmu.

Jeżeli oceniać ludzi, to po czynach lub słowach (a i tutaj zachował bym pewien dystans) nie po przynależności etnicznej, kulturowej czy narodowej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz