Co jakiś czas facebookosferę elektryzują odkrycia rodem z horroru Davida Cronenberga - a to konina sprzedawana jako wołowina, a to znowu psina i kocina wykupowana ze schronisk do restauracji... Włos się jeży. Dorzucę swoje 3 grosze - zupełnie niepostrzeżenie, poza reakcją mediów, codziennie miliardy krów, świnek, kur i innych równie sympatycznych zwierzaków zarzynane jest na finiszu swojej dramatycznej, lecz (szczęście w nieszczęściu) krótkiej egzystencji. Egzystencji upchanej w ciasnych klatkach, boksach i transporterach. Motorem wspomnianych, tragicznych zdarzeń, zarówno tych oburzających i tych tłumaczonych tradycją jest popyt. Wszak te dla nas oburzające, nieopodal tłumaczone są tradycją i kulturą - dzieli nas jedynie ocean.
Cieżko jest mi zrozumieć logikę stojącą za tym pozornie oczywistym podziałem - na zwierzęta, które przytulamy i opiekujemy oraz na te które zabijamy i zjadamy. Argumentem, który gdzies tam rzucił mi sie w oczy (w internetach, a jakże), jest to, ze bóg jedne zwierzęta swtorzył do jedzenia a inne do przytulania... No cóż, z czymś takim trudno polemizować..
Z jednej strony nie chcę oceniać niczyich wyborów etycznych, z drugiej jednak krzyk oburzenia w związku z zabijanymi psami, wydobywający się z ust, które przed momentem wchłonęły kawałek zabitej krowy wydaje mi się... hipokryzją..?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz