W zeszłą niedzielę zorganizowałem sobie maraton filmowy - najpierw, zupełnie w ciemno wybrałem się do kina, zupełnie nie mając pomysłu na jaki film. Stojąc przy kasie by wymienić moje darmowe vouchery na miejsce w sali kinowej, spojrzałem na monitor z programem i mając w alternatywie "Smurfs" lub "Don't Be Afraid Of The Dark" zdecydowałem sie na ten drugi tytuł. Przyznam, że liczyłem jakobym mial w ręku bilet na nowy horror o wampirach, z Colinem Farrellem, zamrłem gdy kontem oka zobaczyłem gębę Colina na plakacie filmu o zupełnie innym tytule. Nic, wlazlem do sali i zająłem miejsce, które pozostało juz do końca seansu jedynym zajetym w sali. Film raczej marny, takie niedzielne kino z nutką kiepskiego horroru. Popołudniu, juz nie samotnie a w miłym towarzystwie, kolejne vouchery wymieniliśmy na nowy film Woody Allena - "Midnight In Paris". Początkowo sceptyczny, szybko wkreciłem się w surrealistyczną historię. Dosyć oczywistą refleksją, będącą jednocześnie pointą filmu - i tutaj komuś kto jeszcze nie miał okazji obejrzeć filmu, mogę zepsuć zabawę spoilerem, jest truizm, z którego często sam nie zdaję sobie sprawy: każde pokolenie romantyków odczuwa silną nostalgię dla czasów przeszłych. Czy to będzie środowisko artystów, aktywistów politycznych czy punków, zawsze "kiedys to było inaczej" - w domyśle lepiej, jest tym romantycznym hasłem przewodnim, robrzmiewającym we wszystkich niemal dyskusjach "weteranów". Dalsza cześć pointy podpowiada, że jeżeli każde pokolenie, naturalnie również to żyjące w czasach przez nas idealizowanych, ma podpobne odczucia, znaczyć to może, że ten czas idealny tak naprawdę istnieje wyłącznie w sferze naszych iluzji. Odnosząc to do mojego życia, do środowiska które jest mi najbliższe, coraz częściej marudzę i narzekam na dzisiejszą scenę Hardcore Punk. Długo mógłbym wypisywać co sprawia, że tęsknię do tej sceny sprzed kilku/kilkunastu lat, od obniżającej wartość zespołów łatwości w dostępie do muzyki i koncertów na ktore kiedyś czekało sie latami, aż po ideologiczne wypłowienie tego zjawiska, ale szkoda na to miejsca na googlowych serwerach i tej słonecznej niedzieli. Zachowując pewien dystans, zdaje sobie sprawę, że i 15 lat temu, i 10 lat temu (a pewnie i 30 lat temu, choć tego pamiętać nie mogę) byli ludzie, którym scena wydała się zepsuta, dla których najlepsze czasy minęły, a przecież jednak sam te czasy wspominam jak najlepiej (mało tego, z perspektywy czasu, wydaje mi się, że nawet wówczas mi się podobało). Być może to nasza (moja) perspektywa się zmienia, pewnie zmienia sie też nieco otoczenie, a co za tym idzie oczekiwania młodszych ludzi i powinniśmy trochę pohamować słowa krytyki? Mimo to pozostawię sobie prawo by czasem odrobine ponarzekać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz