Cóż zresztą mogło przekonywać młodego punkowca ze skłonnościami autodestrukcyjnymi do tego, by stosował dietę zdrowotną..? Z resztą.. przez pierwsze 10 lat, swój wegetarianizm a potem weganizm praktykowałem głównie na wyjazdach koncertowo-załoganckich, bez warunków do gotowania (czy robienia sobie organic, green power smoothies), plus mój budżet i sklepowo-knajpowy asortyment pozwalał zazwyczaj jedynie na kultowe już zestawy - frytki z surówką, albo orzeszki solone i banany. W ogóle mam wrażenie, że frytki i Polo-Cocta na przełomie wieku były dla wegnizmu tym, czym jest teraz jarmuż i jagody goji przepijane napojem z kombuchy. Ludzie w moim otoczeniu czerpali swoją wiedzę z tematycznych zinów traktujących o prawach zwierząt i akcjach bezpośrednich, zamiast z działu dietetycznego w Men's Heath. Czasy się zmieniają. Wraz ze wzrostem świadomości społecznej, mocno zupgradeowały się sklepowe półki, a za popularnością weganizmu nastąpiła - mam wrażenie, również zmiana w priorytetach z nim związanych. Nie sposób odmówić zasług dla popularyzacji tego stylu życia wszystkim sportowym aktywistom wieszającym sobie w pokojach plakat Scotta Jurka. Nie śmiem również krytykować moich przyjaciół i znajomych, którzy dzięki pobijaniu rekordów w Endomondo i przygotowywaniu modelowych potraw na Instagram lepiej się czują, świetnie wyglądają i przy tym promują ograniczony w okrucieństwo wobec zwierząt sposób na życie. Mam pełną świadomość, że obok organizacji jak Empatia czy Viva, polski weganizm o kilka dobrych lat do przodu popchnęli Vege Runners. Sam od kilku lat o daje się odrobinę ponieść tej pozytywnej modzie i zwracam większą uwagę na to co jem i ile czasu spędzam przez TV a ile w ruchu. Niemniej ze zdrowego stylu życia nie robię sobie dogmatu. Ze stylu życia wolnego od okrucieństwa wobec zwierząt - już tak. Piszę ten tekst, bo ten szift priorytetów związanych z niejedzeniem mięsa odrobinę mnie niepokoi.Od popularnego zastępowania weganizmu terminem "plant-based diet", po wytykanie kto nie jest true, przez pryzmat konserwantów w jego ciastkach - ten kierunek nie do końca mi
odpowiada. Pomimo, że zawsze wychodziłem z założenia, że z perspektywy zwierząt nie istotne jest czy nie zjadasz ich ze względów etycznych, czy dlatego że Ellen Page została weganką, przykład papierowego zapału blogerki Jordan Younger (The Blonde Vegan), która uczyniła z weganizmu dysfunkcję dietetyczną, licząc na jakieś jego cudowne, zdrowotne efekty, utwierdza mnie w przekonaniu - potrzebna jest jakaś głębsza świadomość czemu to służy..