Od retoryki “fajna dupa z ryja” po łapanie za intymne części ciała, promowane z resztą przez obecnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, brak elementarnego szacunku dla kobiet zdaje się rozlewać pośród naszego "cywilizowanego" społeczeństwa. Trudno - szczególnie facetom, wyobrazić sobie, że ta "niewinna" (bo jedynie werbalna) forma "końskich zalotów" jest w rzeczywistości słowną agresją często wywołującą w adresatkach obrzydzenie czy nawet strach. Dlaczego ten poniżający stosunek do naszych córek, matek, sióstr i żon jest powszechnie tolerowany? Czy jest to przekonanie, że wszystko to jest mniej lub bardziej wysmakowanym, niewinnym żartem, albo formą komplementu? Czy być może jest to kulturowo wyuczona forma zaznaczania naszej męskiej dominacji w świecie coraz bardziej dominowanym przez niewygodną, kobiecą siłę? Najłatwiejsza była by pewnie próba wpisania tego mniej lub bardziej ordynarnego seksizmu, w rezultat popkultury eksponującej półnagie (lub nagie) damskie ciała, mam jednak wrażenie, że niewiele rzadsza ekspozycja ciał męskich nieszczególnie wpływa na pozycję społeczną panów.
Zdarzyło mi się kilka razy uczestniczyć w kościelnych nabożeństwach związanych ze ślubami moich przyjaciół i właśnie tam słyszałem zwykle dosyć zatrważające instrukcje funkcjonowania tradycyjnej rodziny, gdzie mężczyzna jest "panem domu" a kobieta "usłużną" niewiastą, zmiękczające i kojącą męskie serce. Całości dopełnić może jedynie żart - "panowie, pomagajcie swoim żoną, pozbierajcie czasami swoje brudne skarpetki", będący niejako miarą postępu tej skamieniałej instytucji jaką jest Kościół. Skamieniałej, nadal jednak niestety opiniotwórczej, wspieranej dodatkowo przez legislatorów czuwających pieczołowicie nad łonami i społecznymi rolami pań. Refleksja nad tym, czy źródłem tego seksizmu (ponownie nazywając rzeczy po imieniu) są faktyczne nauki Kościoła, czy też środowisko zdominowane przez patriarchów z nieczynnymi (przynajmniej w założeniu) narządami płciowymi, jest niczym rozważanie czy najpierw było jajko czy kura - szczególnie dla religijnego ignoranta, jakim jestem.
Pocieszające jest to, że od czasu gdy kobiety wywalczyły sobie prawo udziału w życiu publicznym, zawodowym przeszliśmy długą drogę. Ruchy kobiecie wydają się być przyszłością aktywizmu, dając niespotykane dotąd oręże solidarności. Jaka bowiem inna grupa dyskryminowana i krzywdzona, ma taki potencjał do zjednoczenia się ponad podziałami etnicznymi, światopoglądowymi czy narodowymi?
Od Czarnego Protestu po Women's March, dziewuchy zdają się brać los nas wszystkich w swoje ręcę, a reakcyjny bełkot jak pozornie humorystyczne warsztaty zatytułowane "Jak Być Posłuszną i Uległa Żoną", to ostatnie tchnienie zaszczutej i odchodzącej w niebyt skamieliny.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz