Media społecznościowe, być może bardziej niż sam internet, zupełnie zmieniły sposób w jaki konsumujemy informacje. Możliwe, że większość z nas właśnie tam, na Twitterze, Facebooku, Tmblerze, wpierw szuka informacyjnego ładunku. Nic w tym zaskakującego - wszystko zagregowane, podane w krótkiej, atrakcyjnej formie, tylko... jakie informacje trafiają do naszych feedów? Zupelnie abstrahując (tym razem) od sprytnych algorytmów wyrzucających nam spersonalizowane treści, sama specyfika powszechności tych narzędzi, sprawia że publicystą zostaje każdy mający dostęp do sieci. Tak egalitarna forma ma oczywiście mnóstwo zalet, niemniej brak reporterskiego zacięcia i dystansu sprawia, że "wiralne" stają się głownie treści emocjonujące oraz łatwe w konsumpcji. W taki oto sposób na wyciagnięcie ręki mam na swoim facebookowym wallu szereg informacji o tym jak Kukiz bluzgał w kuluarach na Zawiszę, co z ambony pierdolił Międlar, jakie bzdury wygadywał Waszczykowski, na próżno jednak szukać choćby informacji o TTIP czy CETA i dotyczących ich ustaleń poczynionych ewentualnie podczas konferencji Polish-American Investment Dialogue, w której niedawno uczestniczyła Premier RP. Trudniej też znaleźć jakieś wzmianki o projekcie Ustawy Antyterrorystycznej, która notabene trafiła, chyba nieco przypadkiem, w ręce organizacji Panoptykon, podczas gdy zdrowy rozsądek podpowiada, że wraz ze wspomnianą transatlantycką umową handlową, powinna być w centrum zainteresowania wszystkich obywateli, bo przecież będzie miała bezpośredni wpływ na ich życie. Inaczej niż majaczenie posłanki Pawłowicz i relacje miedzy Prezydentem RP a prezesem jego partii. Wydaje się, że sami w sobie taki konsumencki nawyk kształcimy, takie też informacje dostajemy rownież od mediów głównego nurtu - emocjonujące, nie rzeczowe.
Ta dominacja formy nad treścią, emocji nad wkładem merytorycznym, rzutuje rownież na nasze polityczne zaangażowanie, które bliższe jest kibolstwu niż uczestnictwu w organizowaniu życia społecznego (że tak idealistycznie to określę). Tym samym - pojęcie lewicy i prawicy zupełnie straciło na znaczeniu, gdy ludzie lewicowo wrażliwi obstają za szowinistycznym Leszkiem Millerem czy oddają głos na neoliberalną Platformę Obywatelską, prawica natomiast inwestuje w socjalizujące gospodarczo Prawo i Sprawiedliwość. W efekcie rownież projektowane pieczołowicie przez spin doktorów kampanie wyborcze są w rzeczywistości niczym innym jak sprawnie zrealizowaną kampanią reklamową grającą na naszych emocjach i usypiającą analityczny zew czy zdrowy rozsądek.
Chciałbym wierzyć, że powstająca Rada Mediów Narodowych magicznie sprawi, że media publiczne, w odróżnieniu od tych komercyjnych, nie będą działały w imię wskaźników oglądalności i kapitału ręklamodawcow oraz akcjonariuszy, a publicznej misji. Z natury jednak jestem gościem "szklanka-do-połowy-pusta", więc pozostanę przy swoim rytuale codziennego przeszukiwania Twittera oraz śledzenia dodanych do readerów kanałow INFORMACYJNYCH oraz publicystycznych. Papkę zostawię sobie na weekendowy relaks.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz