O tym, że ten tekst będzie napakowany truizmami i banałami wiedziałem już w momencie gdy poczułem potrzebę by go napisać. Trudno. Jak śpiewał ongiś Stuhr, ten starszy - "czasami człowiek musi, inaczej się udusi". To też coby się nie udusić, piszę.
Każdy kto w dniu wczorajszym nie był na zamorskich wakacjach, albo nie prowadzi życia pustelniczego, słyszał co naopowiadał amerykańskiemu redaktorowi Politico nasz ex-Minister Obrony Narodowej (to jeszcze jak się z Kaczyńskim lubili), ex-Minister Spraw Zagranicznych, obecny Marszałek Sejmu, ulubieniec amerykańskich mediów i polityków - Radek Sikorski. Clue całej tej niefartownej wypowiedzi pozostawię bez komentarza (jestem przekonany, że Do Rzeczy dogłębnie przeanalizuje temat przez następne kilka tygodni). Pominąć mogę również brednie które pan Sikorski opowiadał aby sprostować wpadkę (to niemalże poziom szkolnego wytłumaczenia na nieodrobione zadanie domowe). To co mnie w całej tek akcji ubodło, to arogancja i absolutny brak poczucia odpowiedzialności przed społeczeństwem, który Minister zaprezentował w czasie pierwszej konferencji prasowej. No bo jak człowiek, który chcąc nie chcąc łoży swoje ciężko zarobione pieniądze (oh, taki pragmatyczny, uniwersalny argument) na utrzymanie państwowej administracji w osobie między innymi Ministra Sikorskiego, ma zareagować na sytuację, gdy jego utrzymanek odmawia publicznej odpowiedzi na proste pytania - co naopowiadał Benowi Judah, ile w tym było prawdy i dlaczego dowiadujemy się o tym dopiero po ponad 6 latach. Na te pytania, jak wspomniałem - na pewno odpowie niebawem Rafał Ziemkiewicz, mnie chodzi jedynie o elementarne poczucie przyzwoitości - odpowiedź w formie autoryzowanego wywiadu dla JEDNEJ gazety, która publikuje ją za paywallem (treścią płatną)? Bitch, please!
Absolutnie i jednoznacznie obrzydza mnie tzw. "aparat państwowy" utrzymujący klasę polityczną zapewniającą pełnowymiarową karierę dla elity cyników, oderwanych od poczucia obowiązku i odpowiedzialności przed tymi których "reprezentują". Bandy showmanów i dorobkiewiczów, którzy niczym Palikot czy Niesiołowski miotają się od prawa do lewa, byle tylko nie odejść od chlewa. Nie. Nie jestem dzięki temu dzisiaj bliżej Korwina niż byłem wczoraj.
Jeżeli tli się we mnie jeszcze odrobina wiary w demokrację, jako system w którym ludzie nie pozbawieni pokory, ale jednocześnie pełni determinacji i idealizmu REPREZENTUJĄ swoje środowiska, bagno które fundujemy sobie po każdym głosowaniu "na mniejsze zło", oddając swój los w ręce partii, która w sondażach wypada nieźle (nikt nie chce stawiać na przegranych…)skutecznie ją zdławi...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz